„Pracą zarobisz na życie, a na handlu się wzbogacisz.”- Century Korzenny Szlak
Handel przyprawami znany jest ludzkości od pokoleń. Już w czasach starożytnych cywilizacji Egiptu, czy Imperium Rzymskiego, tworzone były szlaki handlowe mające na celu transport i handel szafranem, kardamonem, czy pieprzem. Były to jednak towary rzadkie i ekskluzywne. W istocie, pewne przyprawy były tak wysoce cenione i pożądane, że podarunek w postaci cynamonu był prezentem godnym nie tylko władcy, ale nawet boga (źródła historyczne wspominają o ofiarach w tej postaci składanych m. in. dla Apolla). Nic więc dziwnego, że kupcy sprowadzający wspomniane dobra z tajemniczych zakątków Azji zazdrośnie strzegli swoich źródeł, nierzadko stając się ludźmi bardzo zamożnymi. Centra handlu przyprawami pojawiające się na przestrzeni wieków, jak Aleksandria, czy Wenecja szybko stawały się natomiast wpływowymi i świetnie prosperującymi miastami. Jeśli i Ty, Drogi Czytelniku, chciałbyś wcielić się na chwilę w rolę osoby handlującej tymi orientalnymi specjałami, powinieneś zwrócić uwagę na Century Korzenny Szlak, który właśnie trafił do sklepów w polskiej wersji dzięki wydawnictwu Cube Factory of Ideas. Ok, ruszajmy więc, aby nieco „doprawić” nasze życie…
Zasady w pigułce
Korzenny Szlak opiera się w dużej mierze na kartach, które służą nam zarówno do pozyskiwania przypraw, jak i punktów. Dzielą się one na dwa podstawowe typy tj. katy bogactwa (dają nam punkty zwycięstwa) i karty kupieckie, za pośrednictwem których zarządzamy przyprawami. Każda runda daje graczowi możliwość zagrania jednej z palety dostępnych akcji, którymi są:
- Zagranie– gracz wykorzystuje dowolną kartę kupiecką z ręki, aby nabyć nowe przyprawy lub też ulepszyć, bądź wymienić posiadane. Zagrana karta jest odkładana na prywatny stos gracza.
- Nabycie– możliwe jest zakupienie, tj. wzięcie jednej z dostępnych kart kupieckich. Jeśli wybrana karta nie jest skrajną lewą kartą w rzędzie, należy położyć jedną ze swoich kostek przypraw na wszystkich kartach poprzedzających ją od lewej. Pozyskana karta trafia na rękę gracza.
- Odpoczynek– kolejną akcją jest możliwość wzięcia na rękę zawartości stosu wykorzystanych kart, aby ponownie móc ich użyć.
- Zdobycie– gracz może dokonać zakupu karty bogactwa, jeżeli tylko będzie w stanie opłacić ją odpowiednim zestawem przypraw, widniejącym na upatrzonej karcie. Jeśli nad kartą bogactwa znajduje się moneta, jest ona także pozyskiwana (monety są warte na koniec gry odpowiednio 1 i 3 punkty za srebro i złoto).
Gra trwa dopóki, dopóty jeden z graczy nie dobierze piątej karty bogactwa (szóstej w przypadku partii na dwóch graczy). Jeżeli to nastąpi, obecna runda jest dokańczana i należy podliczyć zgromadzone punkty wyłaniając zwycięzcę.
Pierwsza randka
Biorąc pierwszy raz w ręce pudełko z grą ma się wrażenie obcowania z estetycznym, wysokiej jakości produktem. Zdobiące je grafiki cieszą oko, a prezentacja komponentów na odwrocie opakowania zachęca, aby zajrzeć do wnętrza. W środku natomiast wrażenie te zostaje dodatkowo spotęgowane przez zawartość. Porządnie wykonane elementy drewniane, a także miseczki, które służą do ich przechowywania, robią świetne wrażenie. Na szczególną uwagę i pochwałę zasługują zaś monety. Ciężkie, stalowe oznaczenia dodatkowych punktów w grze, wywołują efekt „WOW” i ubolewam, że więcej tytułów nie może się poszczycić taką jakością monet. Słowa uznania należą się także instrukcji. Tłumaczy ona zasady w sposób zwięzły (jedynie dwie strony) i klarowny, nie pozostawiając żadnych miejsc będących źródłem niedopowiedzeń lub/i niepoprawnej interpretacji. Szkoda jedynie, że nie umieszczono na niej spisu komponentów. Podoba mi się także jakość materiału, na którym nadrukowano zasady- jego pogrubienie było bardzo dobrą decyzją i sprawia, że instrukcja KS robi lepsze wrażenie niż niejedna karta pomocy, dostępna w innych tytułach. Jest jeszcze kwestia wprowadzenia, do tego tematu powrócę jednak w dalszej części tekstu.
Wszystkie w.w. elementy zostały posegregowane w jaskrawo pomarańczowej wyprasce, która świetnie współgra z kolorystyką opakowania. Warty podkreślenia jest fakt, że jej wysokość została na tyle umiejętnie przygotowana, iż umożliwia przechowywanie kosteczek przypraw bezpośrednio w miseczkach. Szkoda jednak, że projektant nie przewidział w wyprasce miejsca na zakoszulkowane karty, tym bardziej że specyfika gry (częste przesuwanie kart po stole, manipulowanie nimi na ręce itd.) sprawia, że bez ochrony szybko zaczynają się na nich pojawiać ślady zużycia. Same karty zostały wykonane bardzo porządnie- posiadają satysfakcjonującą grubość i przykuwającą oko estetykę. Co ciekawe, z jednej strony charakteryzują się gładką fakturą, a na rewersie są lekko chropowate- sprawia to bardzo przyjemny efekt w dotyku. Karty zostały wykonane w nieco nietypowym formacie (domniemam, że jest to francuski tarot), aczkolwiek obecnie można bez większego trudu dobrać odpowiednie protektory także do takiego rozmiaru. Cieszę się, że karty startowe zostały odpowiednio oznaczone filetowymi obwódkami, przez co łatwo odnaleźć je w talii. Wydawca mógł jednak pokusić się o użycie większej ilości różnorodnych grafik (kilkukrotnie zdarzyła mi się sytuacja, że wśród sześciu odkrytych kart cztery zdobił ten sam motyw).
Polska wersja została dobrze przygotowana. Czytając instrukcję nie natrafiłem na żadne błędy, ani dziwactwa językowe. Karty są niezależne językowo, więc tutaj jakakolwiek pomyłka związana z lokalizacją nie mogła mieć miejsca. Jedyna wpadka lokalizacyjna to informacja pod spisem komponentów informująca, że „zawartość może się różnić od podanej na pudełku”. Wow, najpierw czytam o tym, co znajduje się w pudełku, a następnie jestem informowany, że niekoniecznie to właśnie w nim znajdę? Coś tutaj nie gra. Sprawdziłem zatem w odmętach internetu angielskie i niemieckie wydanie. Tam użyto sformułowania informującego, że to wygląd elementów może się nieco różnić od przedstawionego na opakowaniu i taki był przekaz oryginalnej informacji. Oczywiście powyższą kwestię należy jednak rozpatrywać w kategorii drobnostki, która nie rzutuje na samą rozgrywkę.
Wrażenia „dzień po”
Po tak barwnym wstępie być może część z Was spodziewa się bardzo klimatycznego tytułu, grając w który wręcz poczujemy unoszący się nad stołem aromat przypraw. Jednakże rzeczywistość jest zgoła inna, bo Korzenny Szlak jest suchy… jak pieprz! W istocie jest to sprawnie działający silnik opakowany jedynie w pewien motyw tematyczny, aby gra była przyjemniejsza w odbiorze. Sam autor podczas jednego z wywiadów przyznał, że gra powstała jako rezultat wydestylowania pewnych mechanik, które zauważył w innych tytułach, ale jego zdaniem były one tam przykryte zbyt dużą ilością innych elementów zbytnio rozciągających rozgrywkę. Oczywiście nie jest to w żadnym wypadku wada, raczej informacja dla tych, którzy decyzję o zakupie opieraliby jedynie na tym aspekcie.
Wiemy więc, że gra nie jest zbyt klimatycznym tytułem, ale jak działa? Na pierwszy plan przebijają się trzy podstawowe mechaniki, tj. budowanie talii, zarządzanie ręką, a także zbieranie zestawów. Warto tutaj zauważyć, że dwie pierwsze występują w różnym nasileniu w zależności od zaawansowania rozgrywki. Na początku dominuje zazwyczaj akcja dobierania kart i budowania swojej talii/ręki, wszak chcemy mieć sensowną paletę możliwości przy wymianie kostek. W miarę upływu rozgrywki coraz większą rolę odgrywa jednak zarządzanie ręką i optymalizowanie zagrań, aby jak najefektywniej wykorzystać dostępne karty, nie będąc przy tym zbyt często zmuszonym do ich ponownego zebrania ze stołu. W międzyczasie musimy także cały czas pilnować innych graczy, bo może się okazać, że upragniona przez nas karta bogactwa zostanie dosłownie sprzątnięta nam spod nosa przez rywala. Część osób zaznajomionych ze Splendorem może przy tej okazji zacząć narzekać, że Korzennemu Szlakowi brakuje akcji związanej z rezerwowaniem karty. W mojej opinii jest to jednak bardzo dobra decyzja- koniec z pójściem na łatwiznę, teraz trzeba się postarać, aby wykupić odpowiednią kartę lub/i przyblokować przeciwnika.
Korzenny Szlak jest grą bardzo przystępną w nauce i samej rozgrywce, dlatego szybko dorobiła się miana gateway. Jest to oczywiście tytuł zasłużony, gdyż w istocie gra jest bardzo intuicyjna, a przy tym daje satysfakcjonującą głębię, także bardziej zaawansowanemu graczowi. Innymi słowy, planszówkowy pionier nie pogubi się grając partię, ja natomiast nie muszę zmuszać się do grania w płytki tytuł. Poziom złożoności sprawia także, że KS świetnie nadaje się do grania z dziećmi. Tutaj dochodzi dodatkowo aspekt edukacyjny (chociażby w postaci potrzeby używania matematyki i optymalizacji ruchów), który dodatkowo powinien zachęcić rodzica do grania z pociechami młodszymi nawet, niż sugeruje to opakowanie.
Na pochwałę zasługuje także skalowalność tytułu, która w przypadku Korzennego Szlaku jest bliska ideałowi. Gra bardzo dobrze działa zarówno w pojedynku dwuosobowym, jak i w rozgrywce na trzech i czterech graczy. W pięć osób czasami odczuwalny jest delikatny downtime, ale jest to naprawdę bardzo subtelne. Wartym wzmianki jest także fakt, że zmiana ilości graczy nie wpływa znacząco na rozciągnięcie się partii. Owszem, grając we dwójkę zmieścimy się w 30 minutach, natomiast 4 graczy rozegra partię, co najwyżej, kwadrans dłużej. Taki czas sprawia, że Korzenny Szlak świetnie nadaje się na filler między cięższymi, dłuższymi tytułami.
No dobra, było trochę pozytywów, ale czy czegoś w grze zabrakło lub też zostało źle wykonane? Ze względu na deficyt możliwości identyfikowania niektórych elementów po aspekcie innym niż kolorystyka (brak dodatkowych oznaczeń), gra nie nadaje się dla osób mających problem z poprawnym rozróżnianiem kolorów. Kolejną dyskusyjną kwestią jest dość zaskakujące ustawienie hierarchii wartości przypraw. Mianowicie szafran- najdroższa przyprawa świata, tutaj został zdegradowany do roli drugiej najtańszej. Zrobiłem nawet małe śledztwo gnany myślą, że może w XV wieku (o którym według opakowania traktuje gra) było inaczej. Nic z tych rzeczy, wtedy szafran też był najdroższy. Powiem jednak szczerze, że podczas naszych rozgrywek rzadko kiedy używało się nazw owych przypraw, zazwyczaj padało stwierdzenie: zielone/żółte kosteczki, więc całe to nazewnictwo ma raczej marginalne znaczenie.
Ostatnią kwestią jest nieobecność fabularnego wprowadzenia, które pomogłoby nam dodatkowo poznać zarysy tego, o czym traktuje gra i dopełniło barwne ilustracje tytułu. Pewnie w tej chwili część osób pomyśli, że to bzdurny argument, bo przecież sam wspomniałem, że gra jest nastawiona na mechanikę, a temat został niejako dorzucony. Co więcej, instrukcja jest kompaktowa i kolejny tekst by się na niej nie zmieścił. Spokojnie, krótkie wprowadzenie zmieści się jeśli usuniemy to: „Century Korzenny Szlak to naprawdę wyjątkowa gra. Taka, w którą będziesz chciał grać i grać… i grać. I ciągle do niej wracać”. Będę chciał grać i grać, i wracać wciąż grać i grać. Aa, zapomniałbym: i grać…. i grać! To tak na serio, czy ktoś przegrał zakład? Współczuję polskiemu tłumaczowi, który musiał robić przekład z podobnie porywającego oryginału. Już pomijam fakt, że tekst stanowi jeden z poważniejszych błędów wydawców, poruszonych przez recenzentów Dice Tower (usilne zachwalanie własnego produktu), jest on po prostu infantylny. Niech mi teraz ktoś powie, że nie powinien on zostać zmieniony na jakieś ciekawe, klimatyczne wprowadzenie.
Wspomniałem już wcześniej o Splendorze, ale pewnie część z Was, wiedziona krzykliwymi określeniami Korzennego Szlaku (np. osławiony już „Splendor killer”), zadaje sobie pytanie o zasadność posiadania obydwu tytułów lub też poszukuje zestawień, które zarysują przewagę jednego z nich. Obie z wymienionych gier są lekkimi pozycjami, które mogą z powodzeniem być rozegrane w nieplanszówkowym gronie i nie przytłoczą gąszczem zasad, ani długością rozgrywki. Korzenny Szlak jest delikatnie bardziej zaawansowany i daje nieco więcej głębi oraz możliwości podczas partii. Splendor jest natomiast w mojej opinii nieco lepiej przygotowany od strony graficznej (choć oczywiście jest to rzecz gustu). Pamiętać jednak należy, że same silniki rządzące tymi grami różnią się od siebie i posiadanie Splendora w żadnym stopniu nie przekreśla zakupu drugiej pozycji. Innymi słowy, łatka pogromcy została nadana KS nieco na wyrost- mnie osobiście bardzo przyjemnie gra się w obydwie pozycje i obie zadomowią się na mojej półce. Dzięki temu, cytując klasyka, będę mógł w nie grać i grać… i ciągle do nich wracać. ;)
Jak zostało już nakreślone powyżej, Korzenny Szlak jest tytułem zwięzłym, a przy tym bardzo satysfakcjonującym w rozgrywce, której często towarzyszy „syndrom kolejnej partii”. Warto jednak zaznaczyć, że stanowi on jedynie wprowadzenie do trylogii, która opierać się będzie o handel na przestrzeni kolejnych wieków. Każdy z tytułów, choć sterowany innymi zasadami, w opinii autora będzie dawał podobne odczucie płynące z partii. Dodatkowo, wszystkie pozycje finalnie będzie można także połączyć ze sobą, tworząc jedną rozbudowaną grę! Nie wiem jak Was, ale mnie bardzo intryguje taka możliwość. Niestety, zarówno Emerson Matsuuchi, jak i osoby współpracujące z autorem, bardzo pilnują się, aby nie powiedzieć zbyt dużo o kolejnych tytułach z serii Century, które otrzymamy w najbliższych latach. Jednakże, jeżeli tylko zachowają one zbliżony poziom do Korzennego Szlaku, to w mojej opinii czeka nas naprawdę wartościowa (lub trzymając się nomenklatury kulinarnej- smakowita) seria gier!
I tym właśnie jest dla mnie Century Korzenny Szlak…
…bardzo przyjemnym fillerem, który w rozsądnym czasie umożliwia rozegranie satysfakcjonującej partii zarówno z zaawansowanym planszówkowiczem, jak i w gronie rodzinnym.
Cytat użyty w tytule stanowi powiedzenie fińskie.