„Większą część życia spędzamy, śniąc, przede wszystkim na jawie” – Pracownia Snów
Sny od zawsze intrygowały ludzi. Szczegółowo badane są już od XIX wieku, ale zadziwiająco dużo w dalszym ciągu pozostaje kwestią domysłów i sporów. Dla naukowców są to głównie nieuporządkowane sygnały mózgowe i efekty działania hormonów wydzielanych w naszych ciałach występujące w fazie REM. Dla psychoanalityków będzie to swoista manifestacja podświadomych lęków, wspomnień, czy marzeń. Niektórzy interpretują marzenia senne jako sygnał pewnych zmian w ich życiu, inni próbują je ujarzmić poprzez tzw. świadome śnienie. Dla wydawnictwa Lacerta był to natomiast doskonały pretekst, żeby rodzimi fani planszówek mogli poznać kolejną pozycję. Czy jednak gra jest wspaniałą przygodą, czy koszmarem? Zapraszam na oniryczną podróż do krainy snów…
Zarys rozgrywki
Mimo że Pracownia Snów traktuje o marzeniach sennych, to jej reguły twardo stąpają po ziemi i ściśle definiują rozgrywkę. Gra składa się z 6 rund, natomiast w skład każdej wchodzą 3 fazy:
- Zasypianie – swoiste przygotowanie pod kolejną rundę,
- Wędrowanie – gracze kolejno poruszają się po planszy zbierając okruchy snów potrzebne do kreowania snów w kolejnej fazie,
- Kreowanie Snu – w pewnym stopniu serce gry, gdzie wykorzystujemy posiadane okruchy snów do tworzenia konkretnych marzeń sennych. Wspomniane marzenia są w istocie kartami określającymi porządek, w jakim okruchy powinny zostać ułożone na naszej planszetce. Umiejętne manipulowanie okruchami i układanie kształtów kolejnych snów jest podstawową drogą do zbierania punktów.
Oczywiście w grze znajduje się jeszcze kilka pomniejszych mechanik, a także wariant gry z Panem Koszmarem, jednak wspomniane detale pozostawiam już do wyjaśnienia instrukcji.
Wykonanie
Pierwsze wrażenie w kwestii wykonania jest bardzo pozytywne. Standardowych kształtów pudełko do gry zostało wykonane z solidnej tektury i ozdobione przyjemnymi w odbiorze pastelowymi grafikami. Owa szata graficzna występuje także przy innych elementach jak chociażby plansza, czy karty i na pewno na pochwałę zasługuje jej spójność. Grafiki cały czas przywodziły mi na myśl Małego Księcia, co oczywiście jest bardzo przyjemnym skojarzeniem. Jeśli chodzi o jakość komponentów to karty reprezentują średnią półkę w kwestii grubości, natomiast plansza i planszetki graczy wypadają na tym polu już bardzo dobrze. Pewnym problemem było wyginanie się wspomnianych planszetek, prawdopodobnie spowodowane zmianami wilgotności. Liczę jednak, że sytuacja się unormuje wraz z upływem czasu. W pudełku znajdziemy też sporo solidnie wykonanego drewna w postaci różnego rodzaju krążków, czy meepli symbolizujących śniące postacie graczy (a ponadto śliczne drzewka!). Znajduje się tam także fenomenalna figurka Pana Koszmara nawiązująca do meksykańskiego Święta Zmarłych, a mnie osobiście kojarząca się ze świetną starą przygodówką Grim Fandango. Jak natomiast na tym tle wypada instrukcja? Ogólnie jest dobrze zredagowana i przetłumaczona- nie znalazłem tam żadnych poważniejszych uchybień. Małym minusikiem jest jedynie tryb jednego gracza, który zamiast w instrukcji, znalazł się na osobnej, pojedynczej kartce.
W mojej opinii…
No dobrze, ale jak to wszystko działa w praktyce? Mechanicznie mamy do czynienia z grą euro w głównej mierze opartą o mechanikę budowania określonych wzorów (może Wam chociażby nieco przypominać gry pokroju Azula). Mamy do dyspozycji trzy różne poziomy ich trudności i dość elastyczny system dobierania kart z wymaganymi układami. Istotną rolę pełni także poruszanie się po planszy i umiejętne zbieranie surowców (okruchów snów), z których wspomniane wzory będziemy tworzyć. Dodatkowo specjalnym meeplem poruszamy się po ułożonych okruchach na naszej planszetce, a wejście na nie skutkuje różnorodnymi efektami. Jak na porządne euro przystało, każda rozgrywka daje do dyspozycji graczom także kilka jawnych celów (np. dodatkowe punkty za najwięcej okruchów danego koloru), które czasami mogą przechylić szalę zwycięstwa. Wszystko to sprawia, że początkowo możemy mieć lekki problem z wytłumaczeniem zasad współgraczom (na co składa się zarówno sama specyfika gry, jak i dość duża mnogość małych zasad), ale po pierwszej rozgrywce kolejne są już satysfakcjonująco płynne. Warto przy tej okazji pochwalić umiejętne zniwelowanie przez tytuł przestojów poprzez umożliwienie graczom symultanicznych działań podczas znacznej części rundy. Finalnie nie mógłbym nie wspomnieć o Panu Koszmarze i związanym z nim bardziej zaawansowanym trybem rozgrywki. Wspomniany Koszmar stanowi utrudnienie, gdyż pozostawiane prze niego okruchy koszmarów mogą poskutkować ujemną punktacją, a on sam skutecznie blokuje niektóre akcje. Oczywiście co sprawniejsi gracze skutecznie wykorzystają go do negatywnej interakcji. Spokojnie jednak, jest ona na bardzo niskim poziomie intensywności.
Nie od dziś wiadomo, że gry euro nie są wiodącymi tytułami w kwestii imersji i klimatu. Pracownia Snów nie jest tu bynajmniej wyjątkiem. Na jej obronę powiem, że zarówno autor, graficy, jak i wydawca postarali się o stworzenie gry, w której tematyka jest spójna z mechaniką i warstwą wizualną. Jednakże grając w omawianą pozycję nie czuję się jakbym śnił i tworzył marzenia senne. Ot układamy kolejne wymagane wzory, przegrupowujemy posiadane okruchy i optymalizujemy ruchy. Oczywiście nie jest to nic złego, a wręcz przeciwnie – zbyt duża imersja podczas rozgrywki w tej tematyce mogłaby się skończyć drzemką… ;)
Pracownia Snów zaczynała jako crowdfundingowa zbiórka. Wersje sklepowe takich produktów bywają znacznie okrojone i ma się wrażenie, że obcujemy z niepełnym produktem. W tym przypadku możecie jednak być spokojni- nie ma tutaj mowy o żadnym spłyceniu gry, czy oddaniu w Wasze ręce odczuwalnie okrojonego tytułu. Grając w omawianą pozycję ani razu nie miałem podobnego przeświadczenia i jestem w stanie uwierzyć, że osoby niebędące świadome genezy powstania tytułu najpewniej nie połapią się, że Pracownia ma cokolwiek wspólnego z Kickstarterem.
Czas gry jest kolejną pozytywną cechą, jaką zaskakuje Pracownia Snów. Jest to tytuł będący relatywnie rozbudowaną pozycją, natomiast trzyosobowa rozgrywka może spokojnie zamknąć się w godzinie. Ten świetny wynik sprawia, że partia będzie w stanie usatysfakcjonować zarówno zaawansowanego gracza, jak i osobę dopiero poznającą świat nowoczesnych planszówek. Jak natomiast wygląda kwestia skalowania? Optymalną liczbą graczy jest troje, choć także dwu- i czteroosobowa rozgrywka jest satysfakcjonująca. Omawiana pozycja wspiera także coraz bardziej popularny w ostatnim czasie tryb gry w pojedynkę. Nie jest to opcja, która moim zdaniem powinna zadecydować o nabyciu gry, jednak jest jej przyjemnym dopełnieniem.
Lubicie grać z dziećmi? No to mam dla Was pozytywne wieści- pozycja świetnie nadaje się do grania już z 11-12 latkami, a i starsze dzieci powinny się dobrze przy niej bawić. Godzinny czas rozgrywki nie powinien zmęczyć naszych podopiecznych, a stopień zaawansowania jest optymalny dla nastolatka. Dodatkowym atutem pozycji jest fakt, że wzory z kart mogą być ułożone na naszej planszetce pod różnymi kątami, co doskonale ćwiczy wyobraźnię przestrzenną.
Zastanawiałem się dość długo nad wadami Pracowni Snów, ale poza drobnymi, już wspomnianymi, kwestiami związanymi z tłumaczeniem zasad, nie odnalazłem nic sensownego. To świetnie zaprojektowana pozycja, której doskonale udaje się zbalansować stopień zaangażowania względem czasu gry. Nie przytłacza nadmierną mnogością opcji, ale też nie jest płaska. Angażuje, ale się nie dłuży. Ma także jednoznacznie wyczuwalny syndrom kolejnej partii. Po każdej rozgrywce miałem ochotę z marszu zagrać kolejną, aby wprowadzić pewne korekty swoich ruchów i jeszcze lepiej je zoptymalizować. Cóż więcej mogę powiedzieć – polecam!
I tym właśnie jest dla mnie Pracownia Snów…
… grą niczym przyjemna drzemka: chętnie oddajemy się rozgrywce, a wstając po niej jesteśmy zrelaksowani i pełni energii do dalszych działań.
„Na poduszki składające się z nocy, cieni twarzy, zapachu łez –
rzucasz dłonie prześwietlone przez księżyc – już spadają, wolno jak w bez…”
Jan Twardowski, Sen