Pyrkon 2022 okiem Bartka
Gdy w 2019 opuszczałem Pyrkon, byłem wręcz porażony jego magią (co można bez wątpienia odczuć czytając moją relację). Było więc zrozumiałe, że moja obecność na kolejnym festiwalu jest pewna. Nikt z nas nie przypuszczał jednak, jak bardzo pandemia Covid zmieni nasze życie i że Pyrkon przez kolejne dwa lata będzie odwoływany. Nastał rok 2022 i pojawiły się obawy, że jeśli wydarzenie nie dojdzie do skutku w tym roku, to prawdopodobnie nie odbędzie się już wcale. Z wielkim entuzjazmem przeczytałem więc informację, że 17 czerwca 2022 roku Pyrkon powraca! Oczywiście oprócz radości w mojej głowie kłębiły się także inne myśli. Czy ludzie przybędą na konwent tak licznie w obecnym, postpandemicznym czasie? Czy uda się przygotować imprezę na podobnym poziomie, co w latach uprzednich? Czy magia Pyrkonu będzie nadal obecna? Po odpowiedzi zapraszam do materiału.
W piątek rano meldujemy się bladym świtem na PKP z nadzieją, że polskie koleje w tym roku bez większych problemów uporają się z transportem Pyrkonowiczów (spoiler: w jedną stronę podołali, w drugą oczywiście nie obyło się bez opóźnień). Kilka godzin jazdy i już wita nas znajomy baner Pyrkonu i… kilkusetmetrowa kolejka dla osób chcących wejść na wydarzenie!
Serio, organizatorzy muszą bardzo sumiennie przeanalizować tę kwestię i wprowadzić jakieś usprawnienia, bo obecne rozwiązanie (nawet w przypadku osób z wcześniej nabytym biletem) nie funkcjonuje właściwie. W środku jednak odetchnąłem pierwszy raz z ulgą. Tak, to nadal ten sam Pyrkon, pełny pozytywnie zakręconych ludzi. Co chwilę mija nas ciekawie ubrany uczestnik, wszyscy są uśmiechnięci, pełni energii. Raz na jakiś czas rozbrzmiewa znamienne „zaraz będzie ciemno…”, by za chwilę pojawił się odzew „zamknij się!”. Taak, jestem u siebie.
Struktura festiwalu na szczęście nie uległa większym zmianom i żadnym drastycznym cięciom. Z głównego placu mogliśmy trafić do pawilonu wystawców, gdzie czekało na nas całe mrowie kramików wydawców książek, planszówek, różnorakiej garderoby w klimacie fantastyki, a także innych, bardziej egzotycznych asortymentów. Do naszej dyspozycji oddana została ponadto wypożyczalnia gier i wielka sala do ich ogrywania, gdzie co kilkanaście minut wybuchały gromkie oklaski (tak, gdy klaszczecie przy swoim stoliku, chcąc pogratulować zwycięzcy, przyłącza się cała sala). Także gry cyfrowe dostały swoje miejsce na Pyrkonie. Pomijając jednak Nintendo mam wrażenie, że wielkie firmy tego sektora jakoś omijają omawiany konwent, co w moim odczuciu jest dużym błędem. Oczywiście na imprezie nie mogło zabraknąć licznych wykładów i spotkań: „Jak zacząć przygodę z cosplayem?”, „Bańkologia Kreatywna, „Żyjemy by grać”, czy „Normalna nienormalność, czyli parę słów o psychice” to tylko niektóre z paneli. Wśród owych wydarzeń były natomiast dwa bardzo dla mnie szczególne…
Spotkanie z Edwardem Jamesem Olmosem
Postawię sprawę jasno, Battlestar Galactica to w mojej ocenie najlepszy serial, jaki powstał i nie mam na myśli jedynie gatunku Sci-Fi. Opowieść o resztkach ludzkości i ich tułaczce w poszukiwaniu nowego domu to opowieść ponadczasowa. Moją ulubioną postacią serialu był natomiast admirał William „Bill” Adama, dowódca tytułowego okrętu Galactica. Gdy więc usłyszałem, że Edward Olmos (odtwórca tej roli) zjawi się na Pyrkonie, to wiedziałem już, co będzie dla mnie żelaznym punktem festiwalu.
Spotkanie z panem Olmosem trwało mniej więcej godzinę i odbyło się w charakterze panelu Q&A. Aktor opowiadał o swoich rozpoznawalnych rolach w Battlestarze, czy Blade Runnerze, ale także o bardziej niszowych projektach. Wspominał o głębokich przeżyciach z obozu Auschwitz na planie filmu Triumf Ducha i wielokrotnie dało się wyczuć mądrość życiową, bijącą z tego 75-letniego człowieka. Zaskoczył mnie także… podziękowaniami dla Polaków. Podziękowaniami za pomoc Ukrainie, co jak się okazało, było jednym z głównych powodów przyjazdu aktora. Nie krył on wzruszenia i widać było, jak bardzo obecna sytuacja na wschodzie Europy go porusza.
Oczywiście, jako fan serialu o losach Galactiki, czekałem przede wszystkim na pewien moment- abyśmy mogli odegrać z admirałem jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen. Edward Olmos kazał nam wstać, aby jeszcze lepiej poczuć klimat oryginalnej sceny, opowiedział nam nieco o jej kuluarach, po czym trzykrotnie padło z jego ust charyzmatyczne „So Say We All!”, a sala odpowiedziała z pełną siłą i zaangażowaniem! Tak, spełniłem swoje marzenie…
Percival
Kolejnym świetnym punktem drugiego dnia Pyrkonu był niekwestionowanie koncert zespołu Percival. To już drugi raz na przestrzeni lat, kiedy podczas tego konwentu udało mi się dostać na ich występy (co ze względu na dużą kolejkę nie było znowu takie oczywiste) i nie pogniewam się, jeśli ten punkt festiwalu stanie się coroczną atrakcją.
Tym razem zespół zaprezentował nam koncert przygotowany specjalnie na Pyrkon. Połączenie scen z gry Wiedźmin 3, prezentowanych na wielkich ekranach, ze świetną muzyką Percivala (jak wiedzą wszyscy fani, stworzoną specjalnie na potrzeby tej gry) wzbogaconą dodatkowo orkiestrą symfoniczną, robiło piorunujące wrażenie. Występ z marszu wskoczył w ścisłą czołówkę najlepszych koncertów, w których było dane mi uczestniczyć. A żeby tego było mało, na bis uraczono nas muzyką ze znanych gier, m.in. Dooma i Mortal Kombat. Cudowny deser!
Pyrkon znad planszy
Oczywiście będąc na Pyrkonie nie mógłbym przejść obojętnie obok planszówek. Tym bardziej, że impreza jest okazją do poznania nowych produktów z tej rodziny, a wręcz przetestowania kilku prototypów gier. Poniżej kilka przykładów tytułów, które udało mi się nieco lepiej poznać na imprezie:
- Horrified
Pandemia w horrorowatym wydaniu z lekką nutką H. P. Lovecrafta- takie było moje pierwsze skojarzenie związane z grą wydawnictwa Ravensburger. Kooperacyjnie przeciwstawiamy się kilku potworom-bossom na mapie przedstawiającej miasteczko jak żywo wyjęte z prozy wspomnianego pisarza z Providence. Warto dodać, że owych potworów nie uda nam się ot tak pokonać, strzelając z broni lub machając maczugą. Każdy z bossów wymaga unikalnego podejścia! W przypadku wilkołaka szukamy lekarstwa na likantropię, mumia wymaga od nas rozwiązania swoistej zagadki logicznej ze skarabeuszami w tle. Drakula to natomiast gonitwa po mieście i niszczenie jego kryjówek zawierających trumny. Dość przyjemny tytuł, który sprawnie działa mechanicznie i nie przeciąga rozgrywki. Dla mnie osobiście może delikatnie zbyt lekki, ale znajdzie swoich odbiorców wśród graczy mniej zaawansowanych lub takich, którzy celują w lżejsze planszówki.
- Heroes of Might & Magic 3 The Board Game
HoM&M 3- gra legenda. Do dziś pamiętam wielogodzinne sesje w ten tytuł. Środek nocy i niezapomniany syndrom jeszcze jednej tury, który nie pozwalał oderwać się od komputera. Gdy więc natrafiłem na prototyp, który podjął ambitne zadanie przeniesienia tego klasyka na planszę, musiałem spróbować. Na wstępie uspokajam wszystkich fanów- do tematu autorzy podeszli z należytą powagą. Nie jest to trywialny tytuł, bazujący jedynie na nostalgii graczy. Twórcy starają się jak najbardziej odwzorować znany z oryginału rytm gry przy pomocy planszowych mechanizmów. Jedną z podstawowych mechanik jest deckbuilding, który umożliwi nam korzystanie ze znanych z gry czarów, umiejętności, czy artefaktów. Znajdziemy tu też rozbudowę charakterystycznych dla serii miast. Nasi bohaterowie natomiast poruszają się po mapie, odsłaniając nowe kafelki z grafikami zaczerpniętymi z gry. Zresztą nie tylko mapa doskonale odwzorowuje komputerowe Heroes. Także grafiki na kartach, a nawet figurki, to ukłon w stronę pierwowzoru. Jedynie walka na tym etapie prac wydaje mi się nieco siermiężna i losowa, ale to w końcu prototyp, więc wiele jeszcze może się zmienić. Będę się przyglądał rozwojowi tej gry…
- Twierdza
Lucrum Games kojarzy mi się ze świetnymi grami w dużym zakresie opartymi na kartach (ze szczególnym naciskiem na deckbulding). Nie mogłem więc obojętnie przejść obok Twierdzy, która także wykorzystuje tworzenie talii, jednak z pewnym twistem. Naszym celem w tej kooperacyjnej pozycji jest obrona tytułowej twierdzy przed atakiem różnorakich orkowatych stworzeń i jednoczesne odkopywanie tunelu, który posłuży nam za drogę ucieczki. Jak to w deckbuilderach bywa, musimy przede wszystkim szybko wzmocnić naszą początkową talię. Dzielimy się więc obowiązkami (ktoś pójdzie bardziej w karty wzmacniające kopanie, ktoś w karty walki), zbieramy zasoby z naszej twierdzy potrzebne do wykupienia mocniejszych kart i budujemy fundament do dalszej rozgrywki. Jednak licho nie śpi i co rusz wróg napiera, starając się dostać się do naszej warowni (swoją drogą została ona świetnie odwzorowana), aby skraść jej skarby. Czy uda nam się wydostać, zanim napastnicy przejmą kontrolę? To już zależy od umiejętności graczy i odrobiny szczęścia. Tak czy siak, ja przy grze bawiłem się doskonale.
- Minecraft
Gry rodzinne są stałym elementem mojej kolekcji. Rozgrywka z dzieciakami daje naprawdę sporo frajdy- nikt tak jak dziecko nie jest w stanie zaskoczyć nieszablonowym, a przy tym świetnym ruchem! Gdy więc moją uwagę zwrócono na grę z napisem Minecraft na pudełku, moja ciekawość została rozbudzona. Należało jednak planszówkę przetestować. Bo wiecie, nośny tytuł to jedno, ale sprawnie zaimplementowana (i przy tym dość lekka dla dziecka) mechanika musi ten tytuł napędzać. Nie toleruję gier, które próbują wyciągnąć nam z portfela pieniądze jedynie popularną marką na okładce. Z przyjemnością informuję jednak, że w tym przypadku gra może się pochwalić naprawdę zgrabnymi mechanizmami rozgrywki, które z jednej strony nie przytłoczą dziecka, a z drugiej nie zanudzą na śmierć rodzica (co też jest ważne, w końcu z gry rodzinnej każdy uczestnik powinien czerpać przyjemność). Moja pierwsza ocena okazała się zresztą trafiona i zarówno ja, jak i moje pociechy bardzo dobrze bawimy się przy naszym egzemplarzu, na który skusiłem się na konwencie.
Tak jak wspomniałem na początku, jadąc na festiwal byłem pełen obaw. Jak obecna rzeczywistość zmieni Pyrkon? Jakże miło mi napisać, że organizatorzy i uczestnicy tego wydarzenia udowodnili mi, że radości i tego ciepła bijącego z innych nie zabije żadna pandemia, żadne tragedie dziejące się na tym świecie. Impreza była pewnym testem, a może swoistym papierkiem lakmusowym, który kolejny raz pokazał mi pozytywną stronę ludzi i naładował mnie energią. Bo jak tu nie naładować akumulatorów, gdy przez trzy dni mijamy pozytywnie zakręconych i uśmiechniętych ludzi, nie napotykamy na ŻADNE przejawy agresji, złośliwości. Po prostu świetnie się bawimy. Ludzie mniej zaznajomieni z tą imprezą często odbierają festiwal jako miejsce spotkań nerdów, dziwolągów oderwanych od normalnego życia. Jakże bym chciał, żeby każdy choć raz pojechał na Pyrkon i zabrał trochę tej dziwności do domu: tej dziwnej tolerancji, dziwnej uprzejmości, dziwnego uśmiechu i życzliwości. Ja nieco zabrałem i po każdym Pyrkonie czuję się dziwnie szczęśliwszym…