RPG, czyli krótka historia o uprzedzeniach, odkryciach i fascynacji

Role Playing Games do niedawna były dla mnie jak Yeti. Wiele o nich słyszałem, jednakże nigdy nie widziałem w akcji. Dziwnie to brzmi u kogoś, kto od kilkudziesięciu lat interesuje się ogólnie pojętą fantastyką. Poznanych książek, filmów i gier o tej tematyce nawet nie mam zamiaru liczyć. Jednakże RPG (nie licząc komputerowych adaptacji) były dla mnie owiane tajemnicą. Oczywiście jest w tym sporo mojej winy, choć w pewnej mierze zwyczajnie zabrakło mi… szczęścia.

W latach 90., na które przypadło moje dzieciństwo, trafienie na grupę mogącą człowieka wprowadzić do świata pokroju Zapomnianych Krain było dużym uśmiechem od losu. Utrudnienia czaiły się na każdym kroku. Nie było internetu, a przez to szybkiego dostępu do informacji i tak bezproblemowej komunikacji na duże odległości. Nie było wszechobecnej reklamy. Szczęśliwcy, których rodzice mieli cokolwiek wspólnego z tą rozrywką, poznawali jej tajniki, a następnie zarażali kolegów z boiska. Może tu i ówdzie znalazł się kreatywny nauczyciel w szkole, a w dużym mieście działał Młodzieżowy Dom Kultury. Niestety ja nie natrafiłem na żadne z powyższych i w konsekwencji mnie ta przygoda w młodzieńczych latach ominęła. No dobra, ale zaraz powiecie:  „Bartek, stary koniu, przestań dramatyzować. Może kiedyś było pod górkę, ale teraz mamy już YouTube, fora, strony poświęcone RPG. Nie wciskaj nam, że także obecnie ta rozrywka stawia tak gigantyczny próg w zakresie dostępności!” To prawda, ja też nie jestem bez winy.

W ostatnich latach RPG stało się na szczęście o wiele bardziej dostępne dla przeciętnego pasjonata. Jednak ja w dalszym ciągu jedynie mijałem się z tą zabawą na konwentach lub akcjach wspierających. Dalej było nam nie po drodze, jednak tym razem w głównej mierze ze względu na fakt, że zacząłem postrzegać tę formę rozrywki za… przestarzałą. W końcu RPG powstało w latach 70. i czasy jego największej świetności przypadły na końcówkę XX wieku. Łatwo sobie wytłumaczyć przyczyny wspomnianej popularności w tym okresie. Tysiące fanów niesamowitych krain i magicznych przygód chciało robić coś więcej, niż tylko czytać o nich w książkach. Chcieli wziąć udział w przygodach, samemu decydować o losach bohaterów. Chwycić miecz i ruszyć na trakt. I RPG im to dało! W dobie ledwie raczkującej komputeryzacji Dungeons & Dragons, prekursor gier fabularnych, był wspaniałym systemem dla takiej formy rozrywki. Obecnie mamy jednak rok 2020, epokę potężnych maszyn oddających pod naszą kontrolę ogromne cyfrowe światy. Czasy wielomilionowych produkcji komputerowych pozwalających fanom fantastyki przenieść się w nie za jednym kliknięciem. Klasyczne, staromodne RPG musi ustąpić przed taką technologią. Potężną siłą, która stanowi kres wszelkim analogowym sesjom. Po co sobie wyobrażać, skoro można zobaczyć? Po co rysować na kartce, skoro wspaniałe krainy, ciemne podziemia, czy pieczołowicie dopracowane postacie generują się w ciągu kilku sekund na naszych oczach? Analogową rozrywkę zapewniają natomiast planszówki, które świetnie uzupełniają cyfrowy świat. Tak więc, mimo modnych sloganów powrotu do klasyki, głoszenie o renesansie RPG było dla mnie raczej mrzonką. Marzeniem, a w praktyce co najwyżej ostatnim pobrzmiewaniem umierającego formatu zabawy. Formatu, który za chwile zostanie rozjechany walcem technologii i nowocześniejszych rozwiązań. Dlatego właśnie w dalszym ciągu unikałem RPG i starałem się ubijać w zarodku wszelkie pomysły wypróbowania tej zabawy. Nie inwestuj czasu w umierający twór, Bartku. Boże, jakże byłem głupi…

No ale po kolei. Moje pierwsze spotkanie z RPG zostało podyktowane przez bieżącą sytuację. Odwołane spotkania planszówkowe, nakaz siedzenia w domu, wszechogarniający niepokój. Innymi słowy smutna rzeczywistość ostatnich tygodni. Dużo czasu nie było potrzeba, aby taki stan rzeczy zaczął przytłaczać. Przyjaciel rzucił więc propozycję- zagrajmy w Zew Cthulhu. W sumie czemu nie? Skoro i tak siedzimy w domach, to możemy połączyć się zdalnie i spróbować. Mija kolejnych kilka dni, w których Michał (wspomniany pomysłodawca i świeżo mianowany Mistrz Gry) przygotowuje w tajemnicy pierwsze spotkanie. No powiem szczerze: cholera wie, czego się spodziewać. Czy to wypali? Czy się spodoba? Nie ukrywam, że mam ambiwalentne uczucia. Trochę podekscytowany, bo to jednak coś nowego. Trochę sceptyczny, gdyż w głowie siedzą mi w dalszym ciągu pieczołowicie ugruntowane wątpliwości. Nadchodzi wreszcie dzień rozgrywki, więc po szybkim stworzeniu postaci i wprowadzeniu do zasad ruszamy na uliczki Bostonu. Oczywiście zaczyna się standardowo- Bartek doprowadza prowadzącego sesję do białej gorączki! Za bardzo wczuwam się w postać i cisnę naszego fabularnego zleceniodawcę tak, że ten nie daje nam głównego zadania. Brawo ja! Lekcja numer jeden- nie wku… Mistrza Gry- zaliczona. Dalej na szczęście było już z górki i po kilku spotkaniach zakończyliśmy naszą pierwszą przygodę. I powiem szczerze- nie wiem, co było głównym czynnikiem: czy to sam klimat, dobre prowadzenie przygody przez MG, czy moje zamiłowanie do wątków detektywistycznych i mitów Cthulhu. Jednakże chwyciło jak diabli, a kamień węgielny mojego uwielbienia RPG został wmurowany.

Odgrywanie przygotowanej postaci daje szereg możliwości i jest najzwyczajniej w świecie przyjemne. W pełni kontrolujemy poczynania bohatera, jego reakcje i podjęte decyzje. Sami decydujemy o tym, w jakim kierunku będziemy go prowadzić. Otwarty świat, w którym się znajdujemy, teoretycznie ma swoje granice. Jednakże dobry MG potrafi je skutecznie maskować i rozciągać. Tak, granie w RPG daje wspaniałe poczucie swobody. Coś, czego na takim poziomie próżno szukać w grach komputerowych, czy planszowych. Rozwiązywanie zagadek, reakcje na otoczenie, prowadzenie dialogów. W większości ogranicza nas jedynie własna kreatywność. Niektórzy naturalnie mogą obawiać się odgrywania roli. Wszak to Role Playing Game, a nazwa zobowiązuje. Nic bardziej mylnego! Każdy gra na miarę swoich możliwości i nie musi być od razu mistrzem aktorstwa. Na początku możecie czuć się trochę nieporadnie, jednakże zaufajcie mi- kilka spotkań i coś „zaskoczy”. Gry fabularne to jedna z tych rzeczy, w których nie trzeba być mistrzem, aby czerpać przyjemność. Zresztą granie w RPG rzeczywiście wymaga tak naprawdę jednego: zaangażowania. Tutaj nie ma miejsca na kompromisy. Reszta natomiast przyjdzie z czasem. Nie bójcie się więc zasad, wysokiego progu wejścia. Jeśli wasz Mistrz Gry wie, co do niego należy, wejdziecie w rozgrywkę niczym nóż w masło. Tak było właśnie w moim przypadku. Jednakże u mnie, oprócz olbrzymiej satysfakcji, pojawiło się coś jeszcze. Szybko naszła mnie ochota nie tylko na rozgrywanie przygody, chciałem sam spróbować poprowadzić sesję…

Nie ma sensu dublować systemu, więc po zrobieniu małego rozpoznania zdecydowałem się na zestaw startowy do 5. edycji D&D. No wiecie, praojciec RPG, dobrze ugruntowany i rozpoznawalny system, a w dodatku właśnie wyszła polska wersja. Wybór nie mógł być inny! Po małych poszukiwaniach udało mi się wreszcie namierzyć starter i zacząłem wgłębiać się w reguły, a także przygodę będącą częścią zestawu. I tutaj warto jasno podkreślić jedną sprawę. Granie w RPG wymaga zaangażowania głównie podczas sesji. Prowadzenie gry wymaga dużego zaangażowania także między sesjami. Rozeznanie się w postaciach graczy, naszkicowanie chociażby zgrubnego szablonu kolejnej rozgrywki (jeśli już macie przygotowaną przygodę), opracowanie dodatkowych rekwizytów do gry (listy, mapy itp.) Wszystkie wymienione aspekty wymagają wkładu pracy. Jest to jednak mały pikuś przy tym, co się dzieje podczas sesji. Mistrz gry musi być skupiony nad postępem przygody i cały czas być kilka kroków przed graczami. Powinien jednocześnie wsłuchiwać się w konwersacje i śledzić poczynania uczestników, odgrywać bohaterów niezależnych, sterować przeciwnikami w walce, dbać o przestrzeganie zasad. Oczywiście gracze są zazwyczaj dość zaskakujący i kreatywni w swoich poczynaniach (w końcu RPG to wolność) więc należy dobrze posługiwać się także sztuką improwizacji – jednej z najważniejszych umiejętności MG. Innymi słowy chcecie zobaczyć, co dzieje się we wnętrzu superkomputera do wyliczania warunków pogodowych? Zapraszam do prowadzenia RPG! Dobrze, już dobrze, nie uciekajcie od monitorów, żartowałem! W niektórych miejscach…

Na tym etapie wielu z Was pewnie zadaje sobie pytanie: „Nie lepiej zatem być zwykłym uczestnikiem? Po co pchać się w prowadzenie gry?” Cóż, odpowiedź jest prosta- satysfakcja. Być może wymaga to zaangażowania w przygotowanie i prowadzenie. Być może czasami będzie ostro pod górkę. Jednakże uczucie, że powołaliście do życia nowy świat, a Wasi gracze przeżywają tam przygody, niejednokrotnie prawdziwie angażując się i doświadczając emocji, jest wyjątkowe. To trochę tak, jakby zagrać koncert. Trenujecie i przygotowujecie się do występu o wiele więcej niż widzowie, którzy zjawią się w dzień wydarzenia. Jeśli dobrze wykonaliście swoje zadanie (i trochę dopisze Wam szczęście), będą się oni świetnie bawić i pewnie zapragną przyjść ponownie. Jednak jedynie Wy widzieliście, jak muzyka wkradała się im do serc powodując szczerą radość. To jest naprawdę jedyna w swoim rodzaju satysfakcja.

Być może kilku ze starych wyjadaczy i doświadczonych MG uśmiecha się teraz litościwie. To dopiero początek mojej drogi i jeszcze wiele pozostało do odkrycia, wybaczcie więc ewentualne potknięcia i być może zbyt daleko idący entuzjazm (tak charakterystyczny dla osób dopiero poznających jakąkolwiek nową dziedzinę). A może i Wy wróciliście na chwilę myślami do czasów, kiedy stawialiście pierwsze kroki i mimochodem uśmiechnęliście się podczas lektury, bo coś wydało się dziwnie znajome? Śmiało podzielcie się swoimi odczuciami. Ja natomiast na tę chwilę wiem ponad wszelką wątpliwość dwie rzeczy: RPG wcale nie umiera i na stałe zagości w moim życiu. Tak, odgrywanie roli jest nieco staromodne. To prawda, alternatywne formy rozrywki starają się uszczknąć dla siebie graczy fabularnych. Nierzadko ze sporym sukcesem. Jednakże wspomniane alternatywy, pomimo wysokiego poziomu zaawansowania, mają swoje ograniczenia. Mimo wysublimowanych algorytmów i mechanik, nie są w stanie w pełni oddać otwartości i elastyczności rozgrywki RPG. Powód jest prozaiczny- gry fabularne są przede wszystkim teatrem umysłu i tylko nasza wyobraźnia stanowi ich ograniczenie. Jak długo więc nasze umysły dążyć będą do wolności i ku nieskrępowanemu procesowi kreacji, tak długo RPG będą żyły wśród nas nie czując żadnych granic…

 

0 Udostępnień