„W zmieniającej się gospodarce działanie jest zawsze spekulacją” – Brass: Birmingham
Ponad dekadę temu Martin Wallace stworzył Brassa. Euro na pierwszy rzut oka nie odbiegało przesadnie od innych tytułów ze swojej rodziny, miało jednak niesamowitą głębie i niezaprzeczalną elegancję mechaniki. Toteż gra przez lata dorobiła się pokaźnego grona fanów, do których mogę zaliczyć także siebie. Gdy więc została wyjawiona informacja, że postanowiono stworzyć sequel rozwijający, ale także modyfikujący w pewnym zakresie oryginał, miałem lekko ambiwalentne odczucia. Z jednej strony mogło z tego wyjść coś naprawdę dobrego, z drugiej zazwyczaj lepsze jest wrogiem dobrego i niejednokrotnie przekonałem się o prawdziwości tego stwierdzenia. Jak więc finalnie wypadł Brass: Birmingham? Zapraszam do materiału…
Zarys rozgrywki
W omawianym tytule wcielamy się w magnatów okresu rewolucji industrialnej i musimy z sukcesem rozwinąć naszą sieć przemysłową. Zaczynamy z pewną sumą pieniędzy i regionem West Midlands z tytułowym Birmingham jako miejscem na ich inwestycję. Głównym założeniem gry jest zdobycie maksymalnej liczby punktów, które przyznawane są nam głównie w dwóch momentach gry, na końcu ery kanałów i ery kolei. Całą resztę rozgrywki stanowi odpowiednie przygotowanie się na te przełomowe wydarzenia. Jak więc przystało na drapieżnego przedsiębiorcę tego okresu, budujemy fabryki takie jak przędzalnie, manufaktury, czy wytwórnie ceramiki, a następnie próbujemy sprzedać ich dobra. To jednak nie jest takie proste, bo potrzebujemy do tego sieci transportowej, rynków zbytu i… piwa (które jak się okazuje było w tamtych czasach najbezpieczniejszym napojem). Szybko okazuje się także, że tworzenie połączeń kolejowych wymaga węgla, a sama budowa zakładów i rozwój technologii także żelaza. Zasoby tych materiałów znikają w zastraszającym tempie, postępujemy więc w jedyny słuszny sposób- inwestujemy w kopalnie! Wydobytą rudę zużywa nasza machina industrializacji, a nadwyżki trafiają zarówno na rynek, jak i bezpośrednio do konkurencji. Rośniemy w siłę jako potentaci przemysłowi, ale konkurencja nie śpi wydzierając nam surowce i najbardziej lukratywne miejsca rozwoju nowych gałęzi przemysłu. Albo odpowiemy ze zdwojoną siłą i zajadłością, albo bezduszne macki biznesu rozerwą nasze dzieło na strzępy. Oczywiście wszystko odbywa się w formie bardzo jednoznacznie opisanych reguł gry, w tym klarownych akcji, które wykonujemy przy wykorzystaniu dostępnych na naszej ręce kart. Poznanie szczegółów zasad pozostawiam jednak Wam do samodzielnej lektury.
Wykonanie
Pudełko Brass ma standardowy kwadratowy kształt, który ku mojemu zadowoleniu zaczyna być już coraz wyraźniejszym standardem w świecie gier planszowych. Jest ono nieco chudsze, dzięki temu zajmuje mniej miejsca i nie marnujemy przestrzeni na półce. Warstwa graficzna opakowania jest bardzo ładna, choć przynajmniej w moim egzemplarzu pojawił się defekt w postaci nierównego umieszczenia grafiki na froncie. W środku znajdziemy m.in. tekturowe znaczniki, planaszetki, a także nieco drewna, kart oraz planszę gry. Elementy tekturowe zostały wykonane z dużą dbałością, zarówno w kwestii jakości, jak i oprawy graficznej. To samo można powiedzieć o nielicznych drewnianych znacznikach, których wykonanie plasuje się na bardzo dobrym poziomie. Karty do gry to już jakość sama w sobie- świetne grafiki prezentujące najróżniejsze przedsiębiorstwa i miejsca, a także przepiękny rewers sprawiają oszałamiające wrażenie. Także grubość kart jest satysfakcjonująca. Chapeau bas dla wydawcy i grafików!
Na szczególną uwagę zasługuje natomiast plansza. Przepięknie zilustrowane okolice Birmingham skąpane w ciemnościach nocy i oświetlone blaskiem latarni, domostw i rozwijającego się przemysłu wręcz elektryzują nas podczas pierwszego oglądania zawartości gry. Niesłychanie dopracowane grafiki i stylizacja sprawiają, że jest to jedna z najpiękniejszych plansz, jakie widziałem w grach. Pojawiły się głosy, że dla niektórych graczy całość jest nieco za ciemna, więc na rewersie znajdziemy także dzienną wersję okolic Birmingham. Jest bardziej czytelnie, choć mniej klimatycznie- coś za coś. Ostatnim elementem do znalezienia w opakowaniu jest instrukcja. Także i tutaj nie pozostaje mi nic innego jak rozpłynąć się w pochwałach, gdyż jest to nic innego, jak wzór od naśladowania dla innych wydawców. Konstrukcja instrukcji oparta na schemacie „od ogółu do szczegółu”, który wzbogacony jest o dobre przykłady i ciekawostki historyczne. Całość zamknięta została w kompaktowej formie. Polskie tłumaczenie przygotowane przez wydawnictwo Phalanx także wypadło nadzwyczaj dobrze i nie doszukałem się żadnych wpadek. Brawo!
Retail vs Kickstarter
Omawiana przeze mnie kopia jest wersją retail, która została pozbawiona pewnych bajerów względem wydania kickstarter (zarówno oryginalny Brass Lancashire, jak i Birmingham zostały wydane poprzez wspomnianą platformę w przepięknych, limitowanych edycjach). Na szczęście cięcia nie są aż tak drastyczne i obejmują głównie brak żetonów pokerowych, wypraski i chudsze planszetki graczy. Zmniejszono także nieco grubość pudełka i pominięto estetyczne bajery w stylu połyskujących napisów. Innymi słowy sama rozgrywka pozostała na niezmienionym poziomie i nic nie zostało wycięte z mechaniki, nie ma więc wrażenia obcowania z niepełnym produktem. Brak przepięknych żetonów nieco boli, zawsze jednak można je dokupić osobno.
W mojej opinii…
Mamy do czynienia z euro, więc naturalnie wypada zacząć od mechaniki. Ta opiera się w głównej mierze na odpowiednim zarządzaniu dostępnymi na ręku kartami, środkami finansowymi, a także drzewem technologicznym dostępnych budowli. Do dyspozycji mamy także m.in. rynek surowców, możliwość budowy przedsiębiorstw i sieci połączeń między nimi oraz szereg pomniejszych mechanizmów. Ważne aby zaznaczyć tutaj, że siła gry nie wynika stricte z poziomu zawiłości użytych mechanizmów lub ich mnogości. W rzeczy samej, całość zasad udało się przekazać na dwunastu stronach instrukcji i nie należą one do zbytnio zawiłych (aczkolwiek nie jest to tytuł lekki, wprowadzający w planszówki). Siła Brassa wynika z mistrzowskiego poziomu dopracowania silnika gry i zbalansowania go, przez co tytuł o dość zwięzłych zasadach daje nam bardzo dużą głębię możliwości. Podczas swoich rozgrywek nierzadko testowałem alternatywne drogi rozwoju i za każdym razem byłem w stanie rozegrać zarówno unikalną, ale także efektywną partię. W kwestii mechaniki szczególnie spodobał mi się aspekt podziału gry na dwie ery. Zmieniający się układ połączeń na planszy i zdejmowanie pewnych grup kafli wymaga odpowiedniego przygotowania logistycznego, a dodatkowe reguły dają jeszcze więcej możliwości w kolejnej erze. Złą wiadomością dla purystów gier tworzonych na styl europejski może być natomiast fakt, że znajdziemy tutaj nieco losowości w postaci kart, czy też ustalanych indywidualnie dla każdej partii żetonów kupców. Jednakże dzięki tym mechanizmom gra znacznie zyskuje na regrywalności, a potrzeba adaptacji wymuszonej przez tą wyważoną losowość jest wręcz kolejnym czynnikiem satysfakcji z rozgrywki.
Z mechaniką poszło dość sprawnie, ale teraz pora na cięższy temat dla gatunku gier, jaki Brass: Birmingham reprezentuje. Klimat i tematykę, bo o nich mowa, nie tak łatwo jednoznacznie sklasyfikować w tym przypadku. Na pewno nie można odmówić tytułowi, że wygląda przepięknie, co ułatwia wczucie się w klimat tamtego okresu, a sama tematyka bardzo zgrabnie przeplata się z mechaniką i nie została doklejona na siłę (choć oczywiście można doszukać się pewnych nieścisłości). Wraz z przebiegiem rozgrywki widzimy rozwój naszego industrialnego imperium i przy odrobinie chęci naprawdę możemy wczuć się w rolę potentata przemysłowego. Jednakże próżno szukać tutaj poziomu imersji choćby zbliżonego do takich gier jak Detektyw, czy Posiadłość Szaleństwa. Innymi słowy Brass naprawdę odrobił pracę domową i należy mu się w tej kategorii solidna szkolna czwórka.
Birmingham vs Lancashire
Zapewne część z Was zastanawia się, który tytuł lepiej sprosta jego potrzebom. Czy będzie to klasyczny Brass Lancashire, czy zdecydować się może na Birmingham. Tytuły łączy wiele cech wspólnych, a samo serce rozgrywki, jak i odczucia z niej płynące, są dość zbliżone w moim odczuciu. Uważam Birmingham za wersję delikatnie cięższą (m.in. przez konieczność zarządzania piwem, czy nowe typy budynków) natomiast Lancashire wydaje mi się z kolei minimalnie bardziej eleganckie w kwestii przejrzystości zasad. Nie bez powodu użyłem jednak tak delikatnych określeń- obydwie gry są bardzo wartościowymi pozycjami i trudno byłoby mi wybrać jednoznacznie lepszą. Czy więc warto posiadać obie w kolekcji? To już zależy od indywidualnych preferencji gracza. Jeśli jedna z wersji skradła Wasze serca, to z pewnością warto wypróbować także drugą. Różnice w rozgrywce, choć subtelne, jednoznacznie uniemożliwiają tutaj stwierdzenie, że będziemy dublować tę samą grę.
W tym momencie moich materiałów przechodzę zazwyczaj do omówienia wad produktu. Tutaj jednak mam pewien zgryz, bo jakiś szczególnie odczuwalnych problemów w omawianym tytule nie uświadczyłem. W dużej mierze na ten stan rzeczy złożył się fakt, że Birmingham jest sequelem świetnie przyjętej gry, a autorzy zdecydowali się na przemyślaną ewolucję, a nie rewolucję. Mogę oczywiście wspomnieć o delikatnych kłopotach ze skalowaniem: w trzy i cztery osoby rozgrywka jest bardziej satysfakcjonująca i pozwala pełniej wykorzystać mechanizmy gry, niż ma to miejsce w partii we dwoje. Innym małym minusikiem może być relatywnie długi czas tłumaczenia zasad, które choć dość proste i zwięzłe, niestety trudno się przekazuje w teorii. I wreszcie dodam, że przygotowanie rozgrywki, a w szczególności planszetek z przedsiębiorstwami, jest nieco uporczywe. Nic poważniejszego nie uświadczyłem.
Pudełko od omawianej planszówki informuje nas, że czas rozgrywki wynosi 1-2 godziny. Nie bazowałbym jednak zbytnio na tej informacji. O ile jeszcze skróconą partię (gdzie rozgrywamy jedynie erę kanałów) da się skończyć w godzinę z hakiem, to już pełnoprawna rozgrywka mieści się w przedziale od 2 do 3 godzin z naciskiem raczej na tę górną granicę. Należy przy tym także wspomnieć, że jest to tytuł o raczej dużym stopniu ciężkości samej rozgrywki. Poziom analizy i skupienia wymagany podczas budowania swojego ekonomicznego imperium jest wysoki, a gra nie wybacza błędów i popełnienie 2-3 może nas wykluczyć z wyścigu o zwycięstwo. Szczególnie jak mamy za przeciwników zaznajomionych z tytułem graczy. Innymi słowy jest to pozycja raczej dla osób średnio bądź mocno zaawansowanych w planszowym świecie i dodatkowo lubujących się w grach wymagających dużego poziomu oddania rozgrywce. No i nie można także bać się downtime, ten niestety jest stałym partnerem pozycji o podobnym stopniu ciężkości.
Biorąc pod uwagę powyższe, można dość jednoznacznie stwierdzić, że nie jest to gra dla małych dzieci i 14+ widniejące na pudełku jest rozsądnym minimum. Nie ma oczywiście żadnych przeciwwskazań do gry z młodszymi współgraczami wynikających z użytego języka, czy też związanych z brutalnością. Po prostu dziecko musi być w stanie sprostać poziomowi zaawansowania rozgrywki.
Po przeczytaniu materiału nietrudno odgadnąć, jaki mam stosunek do tytułu. Brass: Birmingham jest dość ciężkim euro, które nie będzie pasowało do każdego wieczoru planszówkowego. Niejednokrotnie zwyczajnie nie miałem siły na tak wymagający tytuł. Jednakże każda ukończona partia dawała mi niemałą radość. Satysfakcję związaną z obcowaniem z grą piękną wizualnie i świetnie przygotowaną mechanicznie. Satysfakcję z dobrze opracowanego balansu i uchwycenia miłego uczucia rozwijania imperium przemysłowego. Tak, mogę śmiało powiedzieć, że decyzja twórców o stworzeniu sequela Brassa był trafna. Mimo, że Birmingham nie udało się przyćmić swojego starszego brata, to jednak może bez żadnego wstydu stanąć koło niego na półce- jak równy z równym.
I tym właśnie jest dla mnie Brass: Birmingham…
…elegancką i dopracowaną pozycją euro, której 5 miejsce w rankingu BGG nie jest przypadkiem.
Cytat użyty w tytule stworzyła Ludwig von Mises.