„Przeznaczenie dostarcza nam kanwę naszej przyszłości” – Destinies

Armagedon… Ileż to razy popkultura serwowała nam wizję końca naszych dni? Raz nas zalewa, innym razem przypieka. Tu walnie meteor, tam zbuntowana sztuczna inteligencja przejmie kontrolę nad ludźmi (co, patrząc na poziom zaawansowania chociażby pralek, nie jest znowu aż tak wyssane z palca). Należy jednak pamiętać, że jedną z pierwszych wizji naszych ostatecznych dni zaserwowała nam… Biblia w postaci apokalipsy. I to właśnie owy biblijny sąd ostateczny stał się narracją dla nowej gry wydawnictwa Lucky Duck GamesDestinies. Czy jednak takie tło fabularne ma szansę obronić się w planszówce? I czy aby da radę połączyć to w zgrabną mechanikę? Miłej lektury…

Zarys rozgrywki

Destinies jest grą fabularną z dużym naciskiem na narrację. Jednakże muszę tu zaskoczyć wszystkich, którzy właśnie pomyśleli: „oo, kolejna kooperacja”. Otóż nie, jest to gra rywalizacyjna. Każdy z graczy na początku scenariusza (tych w grze podstawowej dostępnych jest pięć) dostaje postać posiadającą dwie drogi do sukcesu- tytułowe przeznaczenie. W kolejnych rundach eksploruje świat gry i wchodzi w szereg interakcji, aby przybliżyć się do wykonania jednego z wybranych celów. Gdy to nastąpi, gracz wkracza na finałową ścieżkę swojego przeznaczenia- uczestniczy w kilku finalnych rundach testujących, czy faktycznie jest on gotowy osiągnąć cel swojej postaci. Wszakże nie tak łatwo zrealizować swoje przeznaczenie…

Wykonanie

Opakowanie omawianej planszówki to typowe „kwadratowe” pudełko, jakie serwują nam ostatnio wydawcy. Fajnie, że powoli klaruje się tutaj pewna standaryzacja. Opakowanie cechuje naprawdę dobrej jakości tektura z ciekawymi grafikami i masą połyskujących dodatków, będących miłym akcentem dla oka. W środku, jako pierwsza, rzuca nam się w oczy świetnie przygotowana wypraska. Każdy element znajduje w niej swoje miejsce, zaś dodatkowe plastikowe zasłonki przeciwdziałają przemieszczaniu się komponentów. Wielkie brawa dla wydawcy za profesjonalne podejście w tym aspekcie!

Następnie zauważamy 3 planszetki graczy, których jakość także wysoko przekracza standardowe podejście wydawnictw. Wgłębienia zapobiegające przemieszczaniu się elementów na planszetce to świetne (choć niestety wciąż dość rzadkie) rozwiązanie. Pozostałe elementy tekturowe w postaci żetonów charakteryzuje ponadprzeciętna grubość i wysoka jakość. Elementów drewnianych jest dosłownie kilka w postaci żetonów. Karty do gry zostały wykonane przyzwoicie, chociaż ich gramatura mogłaby być nieco większa. W przypadku kafelków mapy zrezygnowano natomiast z grubej tektury (typowej dla rozwiązań konkurencji) na rzecz dość cienkiego materiału przypominającego gramaturę kart. Znajdzie się pewnie wielu przeciwników takiego podejścia, choć mnie osobiście to nie przeszkadzało. Plusem takiego rozwiązania jest natomiast liczba kafelków, która wynosi ponad 60. Grafiki zarówno na kartach, jak i elementach mapy, to typowe średniaki. Jest czytelnie, ale nie ma jakiegokolwiek efektu „wow”.

To wszystko, co jednak do tej pory wymieniłem, to jedynie połowa zawartości opakowania. Drugą stanowią figurki w kilku rozmiarach i naprawdę pokaźnej liczbie. I muszę tutaj szczerze przyznać, że budzą one u mnie dość mieszane odczucia, ale do tego tematu jeszcze powrócimy. Kolejnym plastikowym komponentem są kości i tutaj wydawca się postarał. Zostały wykonane z dużą dbałością i są bardzo przyjemne w odbiorze. Finalnym elementem opakowania jest instrukcja. Została opracowana bardzo profesjonalnie- jej budowa doskonale wprowadza nowego gracza we wszystkie reguły, a przejrzystość jedynie zwiększa szybkość przyswajania wiedzy. Nie napotkałem w niej też na żadne istotne błędy.

W mojej opinii…

Gra już na odwrocie pudełka reklamuje się jako unikalne, narracyjne przeżycie, warto więc rozpocząć charakterystykę omawianej pozycji od tego aspektu. Przede wszystkim Destinies nie jest pozycją w odczuwalny sposób nowatorską, czy odkrywczą. Tak, większość gier bez prądu opartych na narracji idzie zazwyczaj w kierunku kooperacji, a tutaj mamy aspekt rywalizacyjny. Jednakże to nie wystarcza, abym mógł z czystym sumieniem uznać grę za nową jakość. Grając w Destinies miałem bardzo podobne odczucia, jak chociażby w przypadku Posiadłości Szaleństwa, czy Podróży przez Śródziemie. Jednakże czy oznacza to, że omawiany tytuł nie jest godny uwagi? Bynajmniej, narracja i tło fabularne stoi na wysokim poziomie. Historia ciekawie się rozwija i zachęca do poznawania jej kolejnych aktów, a imersja potrafi solidnie dać się we znaki, wciągając w świat Destinies. Także element rywalizacyjny został wprowadzony w bardzo przemyślany sposób. Każdy z graczy ma indywidualne cele, ale na swojej drodze wchodzi w szereg interakcji, które poznają także inni gracze. Tym samym wszyscy współzawodniczą, ale też w pewnym stopniu wzajemnie sobie pomagają i wspólnie odkrywają historię. Reasumując, pozycja zwyczajnie dobrze wywiązuje się ze swojego zadania jako gra fabularna i o ile tylko odbiorca nie jest nastawiony na jakieś wybitnie odświeżające przeżycie, a raczej na solidną i spójną historię doprawioną szczyptą współzawodnictwa, to nie powinien być rozczarowany.

Oczywiście żadna solidna gra fabularna nie byłaby w stanie osiągnąć wspomnianych powyżej efektów bez porządnego zgrania z warstwą mechaniczną. I tutaj bezapelacyjnie autorom należą się brawa. Gra pod względem mechanicznym jest prosta. Ot, w swojej turze wykonujemy opcjonalny ruch, by następnie wejść w interakcję z jednym z elementów dostępnych na danym kafelku. Myli się jednak ten, kto upatruje tutaj słabości Destinies. Często spotykam w grach zaawansowane mechaniki, które świetnie brzmią na papierze i oferują obietnicę wspaniałej zabawy. Problem polega na tym, że w praktyce owe mechanizmy się nie sprawdzają. Dobra zabawa często zamienia się w żmudne wertowanie instrukcji w poszukiwaniu, jak wzmocniony mrozem miecz potępienia działa na istotę z moczarów odporną na chłód, gdy akurat postać stoi jedną nogą w sadzawce i jest podatna na aurę osłabienia trzymanego w ręku artefaktu próżni. Destinies zdecydowanie nie poszło tą drogą. Co ważniejsze, pozycja bezapelacyjnie udowadnia tezę, że prosta mechanika nie musi w rezultacie oznaczać płytkiej rozgrywki. Ani razu podczas obcowania z grą nie czułem, że jestem ograniczony. Czułem za to bardzo dużą klarowność zasad, a także ponadprzeciętną płynność rozgrywki. Zamiast zarządzać partią, zwyczajnie w niej uczestniczyłem, ciesząc się sednem gry. Owa prostota ma niebagatelny wpływ na jeszcze jeden aspekt- dostępność gry dla osób początkujących. Destinies powinno spełnić oczekiwania graczy dobrze obytych w grach planszowych, ale i osoba relatywnie nowa w tym świecie bez problemu opanuje mechaniki rządzące rozgrywką. Elegancja w najlepszym wykonaniu, tak mogę jednym zdaniem podsumować mechanikę Destinies.

Bardzo dużo ze wspomnianej elegancji pod względem mechaniki twórcy uzyskali przez dodanie do gry aplikacji. Została ona wprowadzona w najlepszy w mojej ocenie sposób. Z jednej strony ukrywa bardziej skomplikowane mechaniczne aspekty gry, z drugiej nie próbuje za wszelką cenę przenieść rozgrywki na ekran cyfrowy. Program jest swoistym mistrzem gry, który prowadzi historię i pozwala na wchodzenie w interakcje ze światem. Nie narzuca się jednak graczowi, starając zdominować partię lub tworzyć sztuczne ściany, wymuszając tunelową rozgrywkę. Kolejny raz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pochwalić twórców za trafne dobranie rozwiązania do potrzeb. Dodatkowym atutem związanym z decyzją o użyciu aplikacji jest wprowadzenie satysfakcjonującego trybu solo. Gracz ma do wyboru dwie drogi- wyzwanie lub tryb przygodowy, więc każdy może dostosować poziom trudności pod swoje preferencje.

Mamy w przypadku recenzowanego tytułu do czynienia z grą fabularną, więc pewna doza losowości jest wpisana w charakterystykę rozgrywki. Kości używane w testach potrafią być czasami bezlitosne i kilka niekorzystnych rzutów potrafi zniweczyć naprawdę dobrze przygotowany plan. Na szczęście gra daje nam możliwości kompensowania losowości- czy to poprzez wiele dostępnych przedmiotów, czy też rozwijanie umiejętności naszej postaci. Mamy do dyspozycji także trzy dodatkowe kości do testów (jedna odświeża nam się w każdej rundzie) i tylko od nas zależy, czy umiejętnie dobierzemy moment ich użycia. Świetnie sprawdza się tu stare powiedzenie: los sprzyja przygotowanym.

Niestety nie ma róży bez kolców i nie inaczej jest w przypadku omawianego tytułu. Pierwszym dość poważnym mankamentem są błędy związane z nazwami w grze. Zdarzały się sytuacje, że nazwa miejsca niezbędnego do rozpoczęcia finałowej części rozgrywki była inna w aplikacji i na karcie postaci. W efekcie jeden z uczestników miał problemy z kontynuacją gry, co w grze rywalizacyjnej może przełożyć się na wynik partii. Liczę, że kolejne aktualizacje aplikacji rozwiążą ten problem. Jako delikatną wadę nadmienić muszę także pewien dysonans pojawiający się czasami między typem przedmiotu, a jednorazowym charakterem jego wykorzystania. Dziwnym jest posiadanie miecza, który tracimy po pojedynczym użyciu. To jednak nie wszystko…

Na wstępie wspomniałem o negatywnych odczuciach związanych z figurkami w Destinies, warto więc temat ten nieco rozwinąć. To nie jest tak, że jestem jakimś wrogiem plastiku w grach planszowych. Bynajmniej, w wielu tytułach uważam je za istotny, a czasem wręcz niezbędny element. Ważne jest jednak wyważenie. W omawianej planszówce niestety zasypano nas masą malutkich, dwucentymetrowych figureczek, funkcjonujących zarówno jako reprezentacja graczy, jak i niektórych postaci niezależnych. Powoduje to odczuwalny spadek czytelności planszy- wszystkie te postacie zwyczajnie zlewają nam się w jedno. Osobiście bardzo szybko zacząłem zastępować figurki postaci niezależnych żetonami. Reasumując, figurki tak, ale idźmy w jakość, a nie ilość.

Czas rozgrywki waha się w zależności od liczby graczy i w moim przypadku oscylował między dwoma, a trzema godzinami (we dwóch zazwyczaj udawało nam się skończyć w okolicach wspomnianych 120 minut). Warto przy tej okazji wspomnieć, że zarówno w dwu- jak i trzyosobowym składzie nie występuje zanadto odczuwalny downtime (bardzo dobrą decyzją pod tym względem było zrezygnowanie z czwartego gracza). Mechanika omawianej pozycji także sprzyja dość szybkiemu rozgrywaniu swoich tur. Jednak optymalnym wyborem jest dla mnie gra we dwie osoby. W Destinies jak najbardziej będziemy w stanie zagrać z dziećmi, chociaż trzymałbym się pudełkowego limitu 14 lat.

Powoli zbliżamy się do końca materiału, warto więc wszystko zgrabnie podsumować. Destinies pomimo dość specyficznego, rywalizacyjnego podejścia do gier narracyjnych nie jest pozycją w przesadny sposób innowacyjną. Owa rywalizacja jest ciekawym dodatkiem, aczkolwiek osobiście nie odczułem swoistej nowej jakości w tej grupie gier. Ja jednak jestem zwolennikiem tezy „lepsze jest wrogiem dobrego”- wolę sprawdzone i solidnie wdrożone mechaniki ponad nowatorskość. I Destinies spełniło moje oczekiwania na tym polu. Mamy do czynienia z solidnym tytułem, który wyciągnął sporo wiedzy z innych pozycji tego gatunku i zaserwował nam bardzo elegancką planszówkę. Najbardziej wyróżniającym się aspektem omawianej pozycji jest natomiast w moim odczuciu lekkość. Czy to w przypadku zasad, czy samej rozgrywki. Nie jest wielkim wyzwaniem wrzucenie do planszówki tony mechanik i różnorakich treści w nadziei, że wszystko jakoś zadziała, a gracza pochłonie zaawansowany charakter tytułu. Sztuką jest ociosanie gry ze zbędnych elementów, usunięcie warstw, które jedynie teoretycznie wzbogacają rozgrywkę, a tak naprawdę jedynie ją komplikują. Odrzucenie pewnej dozy własnej pracy i pozostawienie jedynie najbardziej „witalnych” części jest trudnym wyzwaniem. Autorom Destinies udała się ta sztuka…

I tym właśnie jest dla mnie Destinies…

…niezwykle eleganckim mechanicznie i ciekawym fabularnie tytułem, który zadowoli zarówno początkujących, jak i zaawansowanych poszukiwaczy przygód.


Cytat użyty w tytule stworzył Graham Greene.

0 Udostępnień