„Życie to zagadka, nie trać czasu, bo jej nie rozwiążesz”- Unlock
Escape rooms, czyli pokoje, w których zostajemy fizycznie zamknięci i staramy się wydostać, wykorzystując nasz spryt i inteligencję, są relatywnie nowym sposobem rozrywki. Oczywiście sama idea nie jest nowa- jej korzenie sięgają gier video, które już w ubiegłym wieku bawiły i intrygowały graczy złaknionych zagadek. Jednakże pierwszy rzeczywisty pokój ucieczki powstał niespełna dekadę temu. Do Polski zaś ta rozrywka przywędrowała w 2013 roku i od tego czasu zdobywa coraz większą popularność- każde większe polskie miasto posiada przynajmniej kilka miejsc tego typu. Nic więc dziwnego, że pokoje zaczęły wzbudzać także zainteresowanie autorów i wydawców gier planszowych, wszak nowatorstwo jest bardzo cenioną i poszukiwaną cechą planszówki. Owocem tego zainteresowania jest m.in. gra Unlock, która za sprawą wydawnictwa Rebel trafiła niedawno do sklepów w rodzimej wersji językowej. Czy jednak przeniesienie tej zabawy na karty nie spowodowało ulotnienia klimatu prawdziwego escape room i także tutaj możemy liczyć na satysfakcjonujące doznania? Postaram się udzielić możliwie pełnej odpowiedzi.
Zasady w pigułce
Zadaniem uczestników Unlock jest przejście scenariusza składającego się z serii zagadek w czasie nieprzekraczającym 60 minut. Odmierzaniem czasu, a także wspomaganiem nas w rozgrywce pewną dozą podpowiedzi, zajmie się specjalnie w tym celu przygotowana aplikacja. Fizycznie gra oparta jest natomiast wyłącznie na kartach, które przedstawiają zarówno przedmioty, jak i pomieszczenia składające się na daną przygodę. Dzielą się one na cztery podstawowe grupy:
- czerwone/niebieskie – te karty (zazwyczaj przedmioty), należy łączyć ze sobą w dwukolorowe zestawy. Suma przedstawionych na nich liczb pozwala odkrywać kolejne karty, a tym samym postępować w rozwiązywaniu scenariusza.
- zielone – są to różnego rodzaju maszyny, które wymagają połączenia widniejących na nich liczb w określony sposób, aby uzyskać czerwony numer.
- żółte – czyli karty kodów, które wymagają odkrycia i podania w aplikacji określonego, czterocyfrowego numeru, który odblokuje nowe zdarzenia.
- szare – są to pozostałe karty, które wchodzą w skład gry. Do tego grona należą m.in. karty obszarów, wyniki interakcji, czy karty kar.
Dodatkowo, niektóre numery kart są czasami starannie ukryte na grafikach, więc czujne oko graczy jest mile widziane podczas rozgrywki. Zadaniem uczestników jest umiejętne wykorzystywanie wszystkich dostępnych informacji, aby rozwiązywać zagadki (odkrywając przy okazji nowe karty) i tym samym posuwać przygodę do przodu, a ostatecznie zazwyczaj wydostać się z miejsca opisanego w scenariuszu. Należy jednak mieć się na baczności, aplikacja potrafi nie tylko pomagać wskazówkami, może też ukarać uczestników odjęciem części pozostałego czasu w przypadku popełnienia błędu podczas walki z kolejnymi wyzwaniami.
Pierwsza randka
Gra została zapakowana w niezwykle kolorowe i przykuwające wzrok pudełko, które swoimi ilustracjami zdaje się krzyczeć do nas „nadchodzi przygoda”. Opakowanie mieści trzy pełne, tj. godzinne, scenariusze i misję treningową, której celem jest nauczenie zasad (poprzez obcowanie z grą, zamiast zmuszać gracza do czytania instrukcji). Mimo, że to zadanie zostało wykonane dobrze, zalecam jednak mimo wszystko przeczytanie krótkiej, bo zaledwie kilkustronicowej instrukcji, która pozwoli nam usystematyzować i ugruntować wiedzę poznaną w scenariuszu treningowym. Wszystkie nadmienione przygody zostały umieszczone w bardzo estetycznie wykonanej wyprasce, która zgrabnie mieści cztery talie w osobnych przegródkach. Jedynym delikatnym mankamentem tego elementu są otwory na palec umożliwiające wyciągnięcie talii z odpowiedniej przegródki- są one zbyt małe.
Ok, czas rzucić okiem na karty, wszak to główny element gry. Ich jakość i wygląd budzą pozytywne odczucia. Grafiki, odmienne dla każdego scenariusza i bardzo dobrze wpasowujące się w jego charakterystykę, cieszą oko. Wielkość kart jest nieco niestandardowa, aczkolwiek zważywszy na jednorazowość rozgrywki, nie widzę potrzeby ich koszulkowania (zwłaszcza, że wypraska może nie udźwignąć tej zmiany).
Jak wypadła natomiast polonizacja? Nie znalazłem żadnych rażących błędów/dziwolągów językowych. Tekst na opakowaniu i w instrukcji nie budzi moich wątpliwości. Inaczej jest jednak na kartach, gdzie brak konsekwencji w niektórych tłumaczeniach potrafi utrudnić pokonanie zagadek. Na karty, które przeszły proces lokalizacji, zakradły się także pewne ubytki względem oryginału – rozwinę nieco ten temat w dalszej części recenzji.
Ostatnim, choć nie mniej ważnym, elementem gry jest aplikacja. Przy pierwszym kontakcie kłuje ona lekko w oczy archaicznym wyglądem. Przy kolejnych scenariuszach owe pierwsze, negatywne wrażenie zostaje nieco zatarte przez zmienne motywy graficzne. Nawiązują one do danego scenariusza i prezentują rosnący poziom w miarę obcowania z kolejnymi przygodami (do gustu przypadł mi zwłaszcza kreskówkowy motyw z „Myszy i kiełbasy”). Ergonomia aplikacji stoi na dobrym poziomie- przyciski są wygodne w obsłudze, także na telefonie. Nie napotkałem też na żadne istotne problemy z jej stabilnością i poprawnością działania. Wzorem fizycznych komponentów, program został w pełni przetłumaczony i w tym przypadku lokalizacja nie budzi moich zastrzeżeń.
Wrażenia „dzień po”
Czytelnicy na bieżąco śledzący moje wpisy pamiętają zapewne, że poświęciłem już tej pozycji nieco uwagi przy okazji pierwszych wrażeń, przybliżając nieco zestaw demonstracyjny gry (dostępny w formacie print&play). Potraktujcie proszę wspomniany materiał jako swoisty wstęp do tego, co przeczytacie tutaj, gdyż w istocie przechodzenie pełnych scenariuszy jest kontynuacją przygody z tytułem i uzupełniło moje odczucia.
Na początek weźmy pod lupę klimat- wszak gra obiecuje nam wrażenia bardzo zbliżone do pobytu w prawdziwym pokoju ucieczki. Jak ta obietnica wygląda w konfrontacji z rzeczywistością? Nie jest to oczywiście pełnoprawny escape room. Z wiadomych względów nie mamy do czynienia z fizycznymi przedmiotami, wystrojem i związaną z tym paletą wrażeń sensorycznych. Jednakże tytuł „wyciska” naprawdę dużo z dostępnych mu mediów. Są więc klimatyczne ilustracje, a także nastrojowa muzyka i dźwięki serwowane przez aplikację. Wrażenia dopełniają karty przedstawiające naprawdę różnorodne przedmioty, zagadki i miejsca. Wreszcie fakt, że w cenie jednej wizyty w escape room dostajemy w przypadku Unlock trzy przygody sprawia, że bilans całości wypada dobrze i możemy przymknąć oko na pewne niedostatki klimatu względem rzeczywistych pokoi.
No dobrze, ale o czym traktują scenariusze dostępne w pudełku? Poniżej kilka słów charakteryzujących każdy z nich:
- „Formuła” – wkradamy się do tajemniczego laboratorium, z którego następnie musimy się wydostać, wynosząc przy okazji pewną niezwykłą formułę… Ehh, te „fuchy” dla CIA zawsze kończą się kłopotami!
- „Mysz i kiełbasa” – przygoda stylizowana na wzór kreskówki, gdzie musimy pokrzyżować niecne plany nikczemnego profesora. Innymi słowy, nadszedł czas, aby kolejny raz uratować świat. ;)
- „Wyspa doktora Groose’a” – w tym przypadku scenariusz powiedzie nas na wyspę, która jest własnością dość specyficznego milionera. A że ludziom od pieniędzy czasami odbija… W każdym razie przygoda jest nieco odmienna od reszty dostępnych w zestawie i wymagała udziału przynajmniej dwóch osób.
Przy okazji opisu w poprzednim materiale scenariusza demo- Elity, wspominałem o dość wysokim poziomie trudności. Podobny stopień trudności towarzyszy nam także podczas wszystkich trzech przygód dostępnych w pełnej wersji. Czy jest to wada, czy zaleta gry, każdy musi ocenić indywidualnie. Zarówno ja, jak i osoby, które ogrywały ze mną Unlock, jednogłośnie stwierdziły, że zagadki cechuje zbyt duży poziom trudności. Przekraczają one ową cienką granicę między wyzwaniem i czerpaną z niego przyjemnością, a frustracją towarzyszącą obcowaniu ze zbyt skomplikowanymi problemami. Oczywiście, to nie jest tak, że każda łamigłówka występująca w scenariuszach przytłacza. Bynajmniej, gra często serwowała świetnie wyważone zagadki, które były zarówno intrygujące, jak i pomysłowe. Momentami jednak partia przypominała mi czarne oblicze gier point & click, gdzie zdarzało się tak permanentnie „zaciąć”, że jedynym rozwiązaniem było klikanie na wszystko, co popadnie, szukając rozwiązania metodą siłową. Oczywiście, niejedna osoba może w tym momencie stwierdzić, że zagadki są ok, a ja po prostu jestem za chudy w uszach. Być może, jednakże mam już za sobą kilkanaście pozytywnie ukończonych escape rooms i nigdy wizyta w jakimkolwiek z nich nie przyprawiła mnie o zbliżony poziom zdenerwowania (a niejednokrotnie były to pokoje zaawansowane). Co zatem można byłoby z tym fantem zrobić? Chyba to samo, co robi większość projektantów prawdziwych pokoi: adaptować i ulepszać miejsce względem opinii klientów. Samych kart w wydanej grze z wiadomych względów już się nie zmieni, ale system podpowiedzi w aplikacji można już adaptować. Oczywiście jednak cały powyżej nakreślony wywód w kwestii poziomu skomplikowania to w dalszym ciągu kwestia indywidualnych preferencji i tak należy odbierać zarzut o poziomie trudności.
W odróżnieniu jednak od powyższych uwag gra zawiera kilka elementów, które są niczym innym, jak błędami. Najbardziej oczywiste kwestie, to wspomniany już wcześniej brak pewnej konsekwencji i pojedyncze ułomności będące wynikiem lokalizacji. Czasami jest to brak polskiego tłumaczenia, jednakże znalazłem kartę, w której brakuje całego elementu graficznego, bez którego trudno rozwiązać zagadkę bez otrzymania kary (choć w tym drugim przypadku nie wykluczam, że błąd został usunięty dopiero w dodruku wersji angielskiej). Samym podpowiedziom do łamigłówek także zdarza się pokazać swoje negatywne oblicze, jakim jest skończony i stały zestaw przekazywanych informacji. Nierzadko też pomoc jest zbyt enigmatyczna i jej poznanie nie zbliża nas znacząco do rozwiązania. Przydałaby się większa ilość wieloetapowych podpowiedzi o rosnącym natężeniu pomocy, z których aplikacja jedynie czasami korzysta. Finalnie, nagannym w moim przeświadczeniu jest użycie elementów niezwiązanych z samym scenariuszem, aby rozwiązać daną zagadkę. Wyobraźcie sobie, że przebywacie w escape room, a znalezienie rozwiązania kolejnej łamigłówki uwarunkowane jest wyciągnięciem paragonu, który dostaliście po opłaceniu wizyty. Nieklimatyczne- tak, nieintuicyjne- oczywiście, niepotrzebne- jak najbardziej.
Jak już zostało nadmienione, każdy scenariusz zabierze nam około godzinę (+- 15-20 minut w zależności od tego, jak dobrze nam idzie). Warto jednak podkreślić, że nawet po zakończeniu czasu jesteśmy w stanie kontynuować przygodę, choć nasz wynik i satysfakcja z rozgrywki nieco na tym ucierpią. Bardzo dobrze jednak, że Unlock nie zmusza nas do rozpoczynania scenariusza od początku, co byłoby nużące i frustrujące. Według pudełka gra zapewnia rozgrywkę w konfiguracji od 2 do 6 osób (dwa z trzech scenariuszy można także ukończyć w pojedynkę). W mojej opinii jednak tytuł najlepiej sprawdza się w gronie do 4 graczy. Przy ich większej liczbie wkrada się pewien zamęt, a ograniczona liczba dostępnych kart powoduje powstanie swoistej rywalizacji o to, kto w danej chwili ma w nie wgląd.
Reasumując, Unlock prezentuje się nieźle, choć niestety słowo „niezły” ma tutaj zabarwienie nieco pejoratywne- gra miała predyspozycje, by stać się pozycją znakomitą. W moim odczuciu tytułowi zabrakło jednak tzw. finalnego szlifu w postaci bardziej obszernych testów i skuteczniejszej optymalizacji wykonanych przez autorów. Dodatkowa runda korekty, wprowadzona przez lokalnego wydawcę, także byłaby mile widziana. Niemniej jednak, w dalszym ciągu może być to pozycja warta bliższego poznania, zwłaszcza przez graczy, którzy lubią wysoko postawioną poprzeczkę i niestraszne są im pewne niedociągnięcia. Każdemu zainteresowanemu tytułem zalecam jednak w pierwszej kolejności wypróbowanie darmowego scenariusza demonstracyjnego. Prezentuje on rzetelny obraz pełnych przygód i może stanowić swoisty barometr tego, czy warto zakupić pełną wersję gry. Jak natomiast ja postrzegam przyszłość tytułu i kolejne scenariusze, które bezsprzecznie powstaną pod jego szyldem? Przy okazji poprzedniego materiału, podsumowałem tekst stwierdzeniem: więcej. Tym razem podsumuję recenzję pisząc… lepiej.
I tym właśnie jest dla mnie Unlock…
…specyficzną i wymagającą pozycją, której brakuje finalnego szlifu, jednak może ona trafić w gusta niektórych entuzjastów zagadek.
Dziękuję Patrykowi Skowronkowi za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.
Cytat użyty w tytule stworzył Dan Millman.