„Mydłem! Dobijemy go mydłem!” – Gorączka Podziemnej Mocy
Lucrum Games dało się poznać jako wydawnictwo, które podchodzi do swojej pracy ze zdrowym dystansem, można by rzec: „na luzie”. Widać to zarówno po tłumaczeniach wydawanych przez nich gier (zgadnijcie, kto wydał pozycję: Gra ze śliwką na okładce i liczbą Pi w tle), jak i samych kontaktach z ludźmi, chociażby na swoim fanpage. Nie inaczej ma się kwestia z najnowszą karcianką tego wydawnictwa- Gorączką Podziemnej Mocy. Już sama nazwa gry, nawiązująca do znanego filmu z Johnem Travoltą, jest lekkim puszczeniem oka w stronę gracza. Czy jednak pozycja oprócz tego, że zawiera sporą dawkę humoru, jest także wartościowym tytułem? Zapraszam do materiału…
Zasady w pigułce
Na początku gry dostajemy pod swoją kontrolę bohaterów (tak, tak, liczba mnoga- jak rzecze instrukcja, w tak epickich starciach jeden bohater to za mało:). Naszym zadaniem jest ubijać stwory, które co rundę odsłaniane są przez graczy. Każdy z uczestników dostaje do ręki zakryte karty, które następnie są równocześnie odkrywane przez wszystkich. Po rozstrzygnięciu walki następuje kolejna potyczka (po 3 i 6 rundzie wchodzą do gry coraz mocniejsi przeciwnicy). Gdy zostanie zakończona 9 runda, mamy jeszcze możliwość odbycia finalnego starcia z Władcą Podziemi albo Smokiem (są oni znani już od początku gry, więc można się odpowiednio przygotować). W tym przypadku nie ma jednak żadnego wyścigu- każdy, kto zdecyduje się na finalny atak, zdobywa dość pokaźny bonus do punktacji końcowej. Osoba, która pokona monstra o największej łącznej wartości złota, wygrywa grę.
No dobra, ale jak wygląda sama walka? Nasze ręce są odzwierciedleniem bohaterów i kładąc je na jednym z odsłoniętych potworów atakujemy wybraną bestię. Oczywiście, kto pierwszy, ten lepszy – refleks gra tutaj niebagatelną rolę. Skąd jednak wiadomo, czy uda nam się pokonać kreaturę? Każdy z naszych protagonistów posiada cztery statystyki (walka wręcz, walka na odległość, podstęp i magia). Porównujemy parametry naszego śmiałka z obroną potwora (można też skierować duet posiadanych bohaterów na jedną kartę kładąc na nią obie ręce) i w momencie, gdy mamy przynajmniej taką samą ilość statystyk jak zaprezentowane na bestii, wygrywamy starcie. Dodatkowo niektórzy antagoniści posiadają na dole karty symbol jednej z umiejętności (lub uniwersalnego jokera), który pozwala „levelować” nasze postacie sprawiając, że będą jeszcze efektywniejsze w walce.
Pierwsza randka
Poręczne małe pudełeczko zostało wykonane solidnie i ozdobione przyjemnymi grafikami. W środku znajdziemy wypraskę (tekturowa wkładka- bez szału), instrukcję, 10 bohaterów i 110 kart różnych przeciwników. Instrukcja została napisana przejrzyście (nie znalazłem nawet literówek) i zwięźle. Jej lektura całkowicie wyjaśnia przystępne reguły gry i nie ma potrzeby szukania odpowiedzi na nurtujące, acz niedopowiedziane kwestie. Na pochwałę zasługuje także umieszczenie na jej początku dokładnego spisu komponentów. Jakość wykonania i użyty papier nie wybija się ani an plus, ani na minus, jest po prostu ok.
Karty występujące w grze, to w przeważającej części karty potworów w formacie CCG. Ich jakość i grubość jest akceptowalna. Bardzo przyjemnie wspomniane karty prezentują się od strony graficznej, choć czarne rogi sprawiły, że już po kilkunastu rozgrywkach były na nich widoczne ślady użytkowania (najpewniej spowodowane przez wsuwanie kart pod bohaterów). Taka sama charakterystyka, jak w przypadku omówionych powyżej potworów, tyczy się także postaci bohaterów. Karty przedstawiające śmiałków są jednak nieco większe- w rozmiarze znanym chociażby z Dixita. W grze nie są dostępne karty pomocy, jednak nie ma najmniejszego zapotrzebowania na takowe.
Pozostało jeszcze napisać dwa słowa o lokalizacji. Jak już wspomniałem, Lucrum znane jest z bardzo oryginalnego, wesołego tłumaczenia gier na język polski. Nie oznacza to jednak, że jest ono zrobione niezdarnie. Wręcz przeciwnie, takie podejście wymaga dodatkowej pracy, jeśli nie chce się osiągnąć płytkiego, głupkowatego efektu, który w dodatku wypaczy grę. Tutaj jednak tłumaczenie wyszło zdecydowanie pozytywnie. „Słodka Chwila”, czy „Kuferek Teściowej” to jedynie dwa z wielu przykładów, że w grze znajdziemy naprawdę fajny humor.
Wrażenia „dzień po”
Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl po zagraniu w Gorączkę, to hasło: Dobble! Tak, obie gry mają kilka cech wspólnych. Podoba mi się jednak, że tutaj nieco podobną mechanikę dopasowywania wzorców i szybkiego zajmowania kart wprowadzono na nowy, wyższy poziom i to w dodatku na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, dość znacznie skomplikowano samo porównanie naszych kart do wzorca (musimy to robić mając w pamięci podział na dwóch osobnych bohaterów, z czego każdy posiada inną konfigurację czterech statystyk). Po wtóre, możemy (i powinniśmy) wziąć pod uwagę zyski, które daje nam konkretny przeciwnik, gdyż odpowiednie ulepszanie naszych śmiałków przybliża nas do uzyskania końcowego bonusu- pokonania władcy lub smoka. Do nas należy oczywiście wybór, jakie wagi przyłożymy do każdej płaszczyzny analizy. Tak, tak, wszystkiego nie da się przeliczyć, bo presja czasu jest duża i musimy iść na pewne kompromisy.
Bez strachu jednak, omawiany tytuł to nie Cywilizacja, czy inny Brass. Lekkie wyzwanie, jakie stawia gra, nie oznacza, że będzie to pozycja narażona na paraliż decyzyjny i powodująca wyczerpanie uczestników po jednej partii. Bynajmniej, jest to lekki tytuł, w którym znaczącą rolę odgrywa też refleks, zaś gra świetnie sprawdza się w charakterze fillera i/lub gry imprezowej. To, że mimo istnienia fajnego elementu zręcznościowego i rozrywkowego, Gorączka wymaga także trochę sprytu i pokombinowania odbieram jako zdecydowany plus. Sztuką jest stworzyć grę imprezową, która nie będzie totalnie chaotyczną szarpaniną, a jednocześnie nie przeładuje jej się matematyką. Cieszę się mogąc napisać, że w tym przypadku osiągnięto sukces na tym polu.
Pozycja zapewnia jak najbardziej pozytywne wrażenia podczas rozgrywki, jednakże pewna kwestia psuje lekko płynność gry- rozbudowa postaci. W teorii zadanie wydaje się proste: wybieramy bohatera i wsuwamy kartę pod spód, aby oznaczyć rozwinięcie konkretnej cechy. W praktyce, mając już kilka kart pod postacią, dodawanie kolejnej skutkuje nierzadko rozjechaniem się konstrukcji i trzeba co chwila ten układ poprawiać. Próbowałem wykorzystywać parę różnych trików (np. podnoszenie karty bohatera), ale problem pozostawał. Samo wsuwanie sprzyja też powstawaniu uszkodzeń na kartach- zarówno potworów, jak i bohaterów. Należy także wspomnieć, że ilość przeciwników końcowych (czterech władców i tyle samo smoków) jest nieco mała. Niekiedy podczas partii mogą również zdarzyć się pewne utrudnienia (zasłanianie sobie nawzajem kart, nierówne ich odsłonięcie itp.), ale to już jest po prostu cecha gier opartych w jakimś stopniu na elemencie zręcznościowym. Pewna wprawa pozwala też zredukować występowanie tego czynnika.
Gra pozwala na granie w konfiguracji 2-5 graczy. We dwójkę Gorączka od strony mechanicznej działa ok (postarano się nawet na trafne modyfikacje dla takiej konfiguracji graczy). Jednakże granie w takim zestawieniu przypomina mi nieco robienie dyskoteki dla dwóch osób: niby luz, niby muzyczka gra, ale jakoś tak drętwo… Od 3 uczestników jest już natomiast sympatycznie, a przy 4 możemy cieszyć się optymalną konfiguracją (w 5 może być już minimalnie tłoczno). Czas gry, to w większości przypadków pudełkowe 15 minut, które jedynie czasami może wydłużyć się do 20.
Gra w 100% nadaje się do rozgrywek z dziećmi. Są tam oczywiście różnego typu stwory, ale bez obaw, wszystko jest zrobione na wesoło i raczej żadne dziecko nie będzie miało przez nie koszmarów. Wręcz przeciwnie, sama rozrywka, to będzie raczej festiwal śmiechu, aniżeli strachu. Oprócz refleksu młody gracz musi wykazać się jednak także analizą pola walki i skonfrontować to ze swoimi możliwościami, co jest oczywiście dodatkowym plusem pozycji. Podczas partii w Gorączkę pamiętajmy jednak, żeby nie grać za bardzo ofensywnie,a już na pewno nie używać naszej siły, aby uzyskać przewagę. Na koniec warto wspomnieć, że pudełkowy limit wieku (8 lat) został dobrany bardzo trafnie.
No dobra, czas to wszystko zgrabnie podsumować. Gorączka Podziemnej Mocy nie jest grą, która zrewolucjonizuje branżę i sprawi, że zaczniecie postrzegać planszówkowe hobby w nowy sposób. Nie taki cel przyświecał najpewniej autorom i wydawcy. Jest to solidny, dopracowany tytuł, który miał po trochu rozbawić, po trochu pobudzić szare komórki, ale przede wszystkim miał być fajną, lekką pozycją. I to się grze udało! Przygotujcie się więc na emocjonujące zmagania przerywane niejedną salwą śmiechu. Zasiadam do Gorączki z przyjemnością, a gdy już się wczuję w klepanie (dosłownie!) hord potworów, to dwie-trzy następujące po sobie partie nie są rzadkością. :)
I tym właśnie jest dla mnie Gorączka Podziemnej Mocy…
…wesołym, imprezowym tytułem, który mimo zręcznościowego charakteru wymaga też nieco pomyślenia i zapewnia przyjemną rozrywkę.
Dziękuję wydawnictwu Lucrum Games za przekazanie gry do recenzji.
Cytat użyty w tytule pochodzi z film Kingsajz.