Poznajmy się: Słowny Ninja
Nie jestem wielkim fanem gier słownych i chociaż w Scrabble zagram, to jednak muszę się do tego trochę zmuszać. Gdy więc usłyszałem, że Łukasz „Wookie” Woźniak cierpi na podobną „przypadłość” i postanowił zaprojektować grę, która przełamie ową niechęć poczułem, że muszę jej spróbować. Czy jednak Słowny Ninja spełnił pokładane w nim nadzieje? Stay tuned! ;)
Gra składa się głównie z kart przedstawiających różne litery alfabetu, a także kilku kart pomocniczych. Podczas rozgrywek wykorzystywałem egzemplarz przedpremierowy (pozbawiony pudełka i instrukcji- dlatego o nich nie wspominam) nie jestem więc pewien, czy karty nie ulegną finalnie modyfikacji. W każdym razie te, które dostałem, są porządnie wykonane i powinny wytrzymać naprawdę pokaźną ilość rozgrywek. Delikatny problem może natomiast stanowić kolorystyka- do tego tematu powrócimy jednak w dalszej części tekstu. Każda karta, oprócz litery i punktacji, zawiera także sympatyczne grafiki tytułowych znawców sztuk walki. Wspomniani ninja w zabawny sposób przedstawiają słowo zaczynające się na daną literę (fajnie, że nawet kilka egzemplarzy tej samej litery ma odmienne grafiki) lub poddają się z wymownym znakiem zapytania, gdy nie są w stanie wykonać prezentacji. Mała rzecz, ale mnie bardzo cieszy takie przywiązanie do detali.
Rozgrywka w Słownego Ninja różni się w zależności od wybranego trybu więc pokrótce je przedstawię:
- Wariant „3 litery” – wyciągamy równocześnie trzy karty. Pierwsza osoba, która powie słowo zawierające wszystkie litery, zabiera karty i zdobywa punkty.
- Wariant „klasyczny” – każdy otrzymuje siedem kart i ma za zadanie w swojej kolejce ułożyć na stole słowo używając jak największej ilości kart z ręki (wyzbycie się większości lub całej „ręki” jest premiowane). Dodatkowo można używać kart z wyrazów już ułożonych, ale w wyniku zabrania przez nas liter zredukowane słowo w dalszym ciągu musi być poprawne.
- Wariant „Szukaj i pokaż” – dobieramy się w dwa zespoły i przygotowujemy zestaw 5×5 kart. Wybrana osoba z aktywnej drużyny musi w ciągu określonego czasu odnaleźć wśród leżących liter słowo, a następnie pokazać je swojemu zespołowi. Gdy to się uda i wyraz zostanie odgadnięty, można spróbować z kolejnym słowem, aż do upłynięcia czasu. Wtedy układany jest nowy zestaw kart i druga drużyna zaczyna zabawę.
- Wariant „Zabawa w zadania” – układamy zestaw 8×8 kart i staramy się jako pierwsi ułożyć z dostępnych kart słowo spełniające warunki zadania. Gdy to nastąpi, zwycięski gracz zabiera użyte litery. Zabawa trwa aż do momentu, gdy uznamy, że pozostałe w grze litery uniemożliwiają nam kontynuację gry.
- Wariant „Alfabet” – wspólnymi silami staramy się ułożyć jak najpełniejszy alfabet dysponując kilkoma kartami na ręce i wykonując jedną z dwóch akcji (wymiana lub zagranie karty). Jest to wariant kooperacyjny, więc punktuje cała drużyna zaś ułożenie całego alfabetu zapewnia nam solidną premię.
No dobrze, wiemy, jak mniej więcej wygląda gra, ale czy faktycznie dzięki temu tytułowi przestałem dostawać drgawek na myśl o kolejnej rozgrywce w grę słowną? Odpowiedź będzie nieco pokrętna. ;) Tryb klasyczny mnie nie przekonuje- podobnie jak w Scrabble jest po prostu nużący. Jednakże już wariant z trzema literami daje naprawdę przyjemne wrażenia. Intensywność (nieco przypominającej Dobble) rozgrywki sprawiła, że z przyjemnością rozpoczynałem kolejną partię. Wariant „Zabawa w zadania” jest po prostu ok, za to tryb najbardziej imprezowy („Szukaj i pokaż”) jest świetny- masa śmiechu gwarantowana! I właśnie ten wybór trybów rozgrywki jest największą siłą gry. Nie mamy tutaj jednego zestawu zasad (lub kilku różniących się dość subtelnie), który polubimy, albo znienawidzimy. Słowny Ninja daje nam tak naprawdę paletę mini gier i jest duża szansa, że przynajmniej jedna z nich nam podpasuje. Wartym wzmianki jest też fakt, że autor pracuje już nad kolejnymi wariantami, które po ukończeniu udostępni posiadaczom gry.
Niestety, podczas rozgrywki z użyciem zadań pojawił się pewien problem. Niektóre z nich bazują na ułożeniu słów zawierających litery w konkretnych, następujących po sobie, barwach (każda litera została opatrzona jednym z kilku występujących w grze kolorów). Jednakże wielkość oznaczeń na kartach, a także dobór samych kolorów sprawiał czasami kłopoty- kilkukrotnie przy zestawieniu fiolet-brąz graczom ciężko było poprawnie zinterpretować cel zadania i je zrealizować. Z oczywistych względów problem będą miały także osoby, które nie rozróżniają kolorów, ponieważ nie ma alternatywnego, szybkiego sposobu zróżnicowania takich kart.
Być może zastanawiacie się, jak tytuł wypada w kontekście dzieciaków. Granie w konfiguracji dorosły vs dziecko w większości wariantów skończy się, z oczywistych względów, zwycięstwem tego pierwszego. Jedynym wyjątkiem (nie licząc oczywiście kooperacji) był tryb pokazywania, gdzie dostałem niezłe wciry od teamu dziesięciolatków. Jednakże już rozgrywka samych dzieci w podobnym wieku jest dość wyrównana i zapewnia dużą frajdę. W moim odczuciu gra pozytywnie odbija się także na ich znajomości języka (dzieciaki wzajemnie uczą się nowych słów, czego sam byłem kilkukrotnie świadkiem). Wiążę też duże nadzieje co do trybu kooperacyjnego w kontekście nauki/utrwalania alfabetu przez najmłodszych milusińskich.
Po tych kilkunastu rozgrywkach nie odkryłem jeszcze zapewne wszystkich niuansów każdego wariantu gry. Jednak to, co zobaczyłem, nastawia mnie optymistycznie. Każdy miłośnik gier słownych na pewno polubi SN i jego przekonywać nie trzeba. Co jednak z osobami mojego pokroju, które niekoniecznie pałają do nich miłością? Jak zauważyliście na moim przykładzie, mimo niechęci do niektórych wariantów gra sprawiła mi naprawdę sporo frajdy. Biorąc pod uwagę fakt, że tytuł zostanie najpewniej wzbogacony o kolejne tryby rozgrywki, mogę spokojnie powiedzieć, że jest on wart wypróbowania przez każdego, nawet sceptyka Scrabble i jemu pokrewnych.
PS. Przetestowałem tryb alfabetu na trzylatku- nastąpiła próba anihilacji kart. To jeszcze nie czas… ;)